Wczoraj, a w zasadzie już dziś o godz. 00:48 dostałam sms-a. „Witaj, co słychać u Ciebie? Myślisz czasem o mnie?”. Wyjątkowo jeszcze nie spałam, więc odpisałam i się zaczęło… Nie rozumiem, czemu mężczyźni wolą pisać sms-y niż zwyczajnie porozmawiać? Nigdy już chyba tego nie zrozumiem, więc przestałam się dziwić. Jak mam czas i ochotę to odpisuję, a jak nie to ignoruję.
Bohater ostatniej nocy to Jacek. Znamy się 10 lat. Od dwóch lat mieszka w Hiszpanii. Kiedyś coś nas łączyło i jakiś sentyment pozostał. Przyjechał do Polski w sprawach rodzinnych, ale niestety jest daleko od mojego miasta, więc nie wpadnie. Szkoda. Naprawdę się stęskniłam. Kiedyś broniłam się przed … sympatią do niego, z różnych powodów uważałam nasz „związek” za nierokujący, w końcu odpuściłam i przestałam samą siebie oszukiwać. Uwielbiam go i tyle, takiego „popaprańca” jakim jest.
Kim dziś jest dla mnie Jacek? Kolegą? Chyba tak.
Drugi kolega Edward (okropne imię) jest w przeciwieństwie do Jacka starszy ode mnie. Znamy się 5 lat, ale kontakty są sporadyczne. Kiedy przed rokiem robiłam remanent w komórkowych kontaktach, wykasowałam go. Paradoksalnie po kilku dniach dostałam sms-a nie podpisanego i zachodziłam w głowę, kto jest autorem. Kontakt został odnowiony, ale nasze relacje pozostają w sferze sms-owej. Facet na poziomie, eksponowane stanowisko i nie potrafi zadzwonić jak człowiek tylko wysyła sms-y. Mnie to się w głowie nie mieści. Z Edwardem nic szczególnego mnie nie łączyło, ale łączyć mogłoby, gdyby wykazał się większą determinacją. 😉
Kolejny kolega to Krzysiek. Znajomość równie długa, ale też z przerwami. Był w UK „za chlebem” 3 lata i praktycznie nie mieliśmy kontaktu. Po powrocie odzywał się i prosił o spotkanie, a że jest informatykiem to niecnie go wykorzystałam do zrobienia porządków w moim laptopie. Wiem, że on chciałby powrotu do relacji, które były na początku naszej znajomości. Problem w tym, że ja nie mam na to ochoty i trudno mi nawet odpowiedzieć, dlaczego? Może to wina spadku libido? 😉
Wszyscy trzej panowie kochają sms-ować. Wszystkich dałoby się zaliczyć do kategorii bumerangów, bo pojawiają się i znikają w najmniej spodziewanych momentach. Owszem, mogłabym całkowicie zerwać takie kontakty, nie odpowiadać, nie spotykać się. Dlaczego tego nie robię? Sama siebie wielokrotnie pytam i mi wychodzi, że ja ich zwyczajnie po ludzku lubię. I to chyba wystarczający argument 😉