Od pewnego czasu chodzi za mną chęć zmiany. Nie wiem dokładnie co byłoby dla mnie najlepsze do tego celu, zresztą to chyba bez większego znaczenia. Ma być zmiana. Taka zmiana, która byłaby oczywista i widoczna.
Pomyślałam o fryzurze. Wybierałam się na początku marca do pani Joanny. To był mój drugi raz u niej. Pierwsza wizyta zakończyła się zmianą minimalną, na moje własne życzenia, bo fryzjerka była gotowa do radykalnych cięć.
Tym razem ogłosiłam na wejściu, że godzę się na wszystko…
Pani Joanna spojrzała mi głęboko w oczy, a ja zaczęłam… mówić.
Może pani zrobić wszystko, ale proszę pamiętać, że jestem z natury konserwatywna, nie lubię żadnych asymetrii, ekstrawagancji, nie znoszę fryzur typy X, a tak poza tym może pani robić wszystko.
Pani Joanna nic nie rzekła tylko wzięła się do roboty.
Wyszłam od niej z miną średnio zadowoloną. Miała być zmiana, a wyszło to, co zwykle.
Szukam więc dalej zmian.
Wypadałoby przejść na dietę. Co prawda jestem na takiej permanentnej wyrażanej w słowach a nie czynach, ale teraz już nie ma żartów – stwierdziłam. Zima zrobiła swoje i niestety dodatkowe kilogramy znacznie utrudniają noszenie niektórych, bardziej dopasowanych ciuchów. Choć wiosny nie widać, to w końcu przecież nadejdzie i trzeba będzie pokazać te nadprogramowe baleronki i szyneczki.
Ale co to za zmiana zgubienie kilku kilogramów. To nie dostarczy mi takiej satysfakcji, jakiej oczekuje, a właściwie nie da mi takiego kopa, jaki jest mi potrzebny.
Pomimo wrodzonego lenistwa nadal biegam na jogę, wraz z wiosną zacznę biegać po parku. Chodzę na tańce. Mój partner taneczny sprawuje się dobrze, zawsze mogłam gorzej trafić. Czeka nas przerwa, bo Adam ma wyjazd służbowy za granicę na ponad miesiąc. Prawdopodobnie będę na niego czekała, bo w mojej szkole tanecznej panów jest jak na lekarstwo, każdy z nich może czuć się tu królem. Polecałabym taki kurs panom mało asertywnym, to lepsze niż chodzenie na psychoterapię.
Potrzeba zmian nie będzie dotyczyć tańca. Może powinnam znaleźć inną pasję? Ale co to miałoby być? Szydełkować czy haftować nie będę. Uczyć się? Oprócz angielskiego nie chcę już się uczyć. Nigdy w życiu. Nie mam nic przeciwko uniwersytetom trzeciego wieku i może na emeryturze byłabym tym zainteresowana. Ale na razie na emeryturze nie jestem i długo (niestety albo stety) nie będę, więc nie ma o czym mówić.
Dalej szukam. Kocham czytać. Ostatnio wiele książek zamawiam przez Internet, może różnica w cenach nie jest powalająca, ale mam przynajmniej duży wybór w jednym miejscu. Filmy lubię, ale ostatnio bardzo niewiele jest do oglądania. Nie mam ochoty na większość tegorocznych oskarowych produkcji. A nawet gdybym na coś ochotę miała to sama do kina chodzić nie lubię.
Moje życie towarzyskie jest dość ubogie. Pewnie to poletko wymaga zmian. Koleżanki są różne, niektóre nie sprawdziły się w trudnych dla mnie momentach, niektóre są w porządku, ale wciąż nie mają czasu, albo mają inne zainteresowania. Brak mi kogoś, kto akceptuje i rozumie. Wiem, że aby ktoś taki był, trzeba najpierw samemu zaakceptować i zrozumieć drugą osobę. Próbuję. Z różnym skutkiem.
Chciałabym, aby zmiana była jakaś spektakularna, ale zadowolę się też małymi modyfikacjami. Pewnie taka jest moja natura. Boję się radykalnych zmian. Jestem dość konserwatywna. Tak powiedziałam fryzjerce i taka jest prawda. Niełatwo mnie namówić na szaleństwo. Wie o tym Darek, który raz próbował mnie namówić na wspólny wyjazd do ciepłych krajów, a teraz jeździ już sam (tak przynajmniej twierdzi).
Tegoroczna zima była dla mnie trudna. Nie o wszystkim chcę pisać. Potrzebuję zmiany, czegoś, co by mnie znów postawiło do pionu. Może to trochę potrwa zanim cokolwiek znajdę. A może z czasem chęć zmian minie, rozpłynie się, a ja zapomnę, że czułam taką potrzebę.
Wszystkim, którzy tu zabłądzą życzę
Wesołych Świąt