Mój kontakt z Darkiem był w ostatnim czasie sporadyczny. Myślałam, że nadal spotyka się z „panią poznaną przypadkiem”. Rozumiałam, że jest nią zaabsorbowany, dlatego rzadziej dzwoni. Sama też nie zabiegałam o częstsze kontakty. W naszych rozmowach temat owej pani właściwie nie istniał. O ile zostałam poinformowana „oficjalnie” o jej istnieniu, o tyle nie nastąpiło nic, co sugerowałoby mi kierunek tej znajomości, a tym bardziej jej koniec. Sama o nic nie pytałam. Nie dlatego, że mnie to nie obchodziło. Chyba uznałam, że skoro nie mam na to żadnego wpływu, to nie ma sensu tego dotykać, zwłaszcza że był to dla mnie temat nieco ….drażliwy.
Kiedyś, na początku tej znajomości zapytałam Darka, czy nie ma planów matrymonialnych wobec owej pani. Zaprzeczył.
Przypuszczałam, że nasza przyjaźń może zacząć gasnąć w sytuacji rozwoju znajomości z „panią poznaną przypadkiem”, nie miałam pojęcia, czy owa pani będzie tolerować kontakty z koleżanką ze „starego kraju”. Jeśli byłaby zazdrosna, a on mocno zaangażowany, to wszystko mogłoby się zdarzyć.
W ostatnich tygodniach Darek zaczął częściej dzwonić, nadal jednak ani słowem nie zająknął się o owej pani. Planował krótką wizytę w starym kraju. Padła propozycja spotkania. Byłam nieco zaskoczona, bo nie chodziło o jakieś krótkie spotkanie przy okazji jego bytności w moim mieście, ale o kilka dni w … eleganckim pensjonacie, w uroczym miejscu. Zareagowałam spontanicznie na tak, dawno się nie widzieliśmy, byłam ciekawa, czy się zmienił, co nowego u niego słychać. Rozmowy telefoniczne nie zaspokajały w pełni mojej ciekawości. Od pewnego czasu, a już na pewno od czasu, kiedy dowiedziałam się o „pani poznanej przypadkiem” uznałam i czułam, że nasza przyjaźń jest dla mnie na tyle cenna, że nie chciałabym jej stracić, także wówczas, kiedy on lub ja będziemy z kimś się spotykać, a nawet będąc w formalnym związku. Nie mam wątpliwości, że go lubię, tyle lat korespondowania, rozmawiania przez telefon, kilka spotkań, w tym takie, które wydawały mi się czymś więcej niż przyjaźnią. Pozbierałam się po tych … niespełnionych oczekiwaniach, okrzepłam w przekonaniu, że chcę nadal podtrzymywać tę relację na przyjacielskim gruncie. Poukładałam sobie w głowie, że najważniejsze jest MOJE podejście do tej znajomości, że najprawdopodobniej sama nie mam szczególnego parcia na stały związek, bo gdyby było inaczej, to moje postępowanie też byłoby inne. Jeśli czegoś bardzo się pragnie, to przekłada się tak mocno na nasze działania, że … wszystko staje się możliwie. Podobno. Widocznie nie zależało mi aż tak, aby walczyć, pomimo odległości, która przecież staje się nieważna, kiedy dwojgu ludziom zależy na sobie. Nie ma przeszkód, nie ma barier. Wystarczy chcieć. Wystarczy, aby obie strony wykazały się determinacją (a czasem wystarczy nawet jedna, która przekona drugą). Można też dać się ponieść emocjom w sytuacji, kiedy ktoś nie spełnia naszych oczekiwań, bo chcielibyśmy więcej niż dostajemy. Efekt takiego postępowania jest wiadomy, kontakt się urywa.
Mogłam i ja zakończyć znajomość. Ale czy to nie byłoby najłatwiejsze?
Darek przyjechał do mojego rodzinnego miasta, zrobiliśmy wycieczkę śladem moich wspomnień z dzieciństwa i młodości. Dotarliśmy do pensjonatu. Nigdy wcześniej tam nie byłam, to nowa inwestycja. Możliwości wypoczynku wspaniałe. Czego chcieć więcej?
Spędziliśmy razem kilka dni, sporo podróżowaliśmy po okolicy. Chodziliśmy, zwiedzaliśmy, dyskutowaliśmy na różne tematy, szczerze, na luzie, ze zrozumieniem i empatią. Sądziłam, że temat „pani poznanej przypadkiem” pojawi się w rozmowach, przecież to coś ważnego, przynajmniej dla niego, skoro mnie o tym powiadomił. Czekałam, czekałam i nic. Przypuszczałam, że nasze spotkanie i ten cały anturaż może świadczyć o jednym, że owa pani… wyparowała. Ciekawość była silna, dlatego drugiego dnia pytanie o ową panią z moich ust padło. Usłyszałam, że ta znajomość już się skończyła. Dlaczego? Odpowiedź nie była jednoznaczna i tak naprawdę nadal jej nie znam. Podobno chciała, aby u niej zamieszkał, a on nie chciał. Podejrzewam, że powody były głębsze, ale… nie drążyłam, po co mi taka szczegółowa wiedza. Ostatecznie jesteśmy przyjaciółmi, akceptujemy własne wybory i każdy mówi tyle, ile chce. Może gdybym naciskała, on udzieliłby mi więcej informacji. Po co mi to?
Te kilka wspólnie spędzonych dni szybko minęło, za szybko.
Darek jest dobrym, życzliwych, pozytywnie nastawionym do życia człowiekiem. Nie mam wątpliwości, że mnie lubi, ceni i szanuje. Wątpię, aby czuł coś więcej. Z pewnością chciałby, aby moje życie było fajne, fajniejsze niż jest. Ale reprezentuje inny kraj, inną kulturę, nie aż tak odległą od naszej, zwłaszcza, że tu spędził dzieciństwo i młodość, jednak różnice, zwłaszcza w poziomach życia, nadal są duże. Wiem, że jego „dobre rady” brzmiałyby świetnie tam, gdzie on mieszka, a u nas i w naszych warunkach nie jest to proste. Wiem, że chciałby dla mnie jak najlepiej, ale on nie rozumie, jakie trudności to „lepiej” ze sobą niesie. Bo ja mieszkam w tym kraju, a nie TAM. Jest mu niewątpliwie łatwiej. Na wiele go, w przeciwieństwie do mnie, stać. Jednocześnie sama zdaję sobie sprawę z tego, że niektóre ”bariery” są w naszych głowach i można nad nimi popracować. Darek potrafi mnie zmotywować do zmian.
Inspiracja do czegoś lepszego jest w życiu ważna, jeśli przyjaciel nas inspiruje, to pomimo wszystko warto taką przyjaźń podtrzymywać. Nieprawdaż?