Archiwa miesięczne: Styczeń 2019

Chwila

Czy coś mnie ostatnio zachwyciło? Widok ośnieżonych drzew, ptaszek na balkonie, zakochana para, dziecko na ramionach tatusia, piękna muzyka? Całe mnóstwo obiektów zachwytu. Nie zawsze potrafię (jestem w stanie) znaleźć tę chwilę na zachwyt… czymkolwiek? Bo żeby się zachwycić trzeba mieć w głowie i w sercu miejsce na ten zachwyt. A my wciąż za czymś gonimy. Rano, żeby zdążyć do pracy, wieczorem, żeby zrobić zakupy, a potem stać nad blatem kuchennym przygotowując kolację. Na koniec dnia znajdziemy jeszcze czas lub go nie znajdziemy na kilka migawek wiadomości i ulubionych seriali, a później, o ile zmęczone oczy na to pozwolą, bierzemy do ręki książkę i zasypiamy. Sen przychodzi łatwo lub trudno, wybudzamy się, myślimy o tym, co jutro nas czeka, co trzeba załatwić, o czym nie wolno nam zapomnieć. Myślimy o problemach i sprawach, które już mamy, ale też o tych, które mogą się zdarzyć. Dlaczego większość z nas budząc się w nocy nie myśli o sprawach przyjemnych, a galopujące myśli przynoszą najczęściej rzeczy przykre? Zastanawia mnie to. Może szczęśliwy człowiek śpi jak suseł i nie zdarzają mu się ani problemy z zaśnięciem, ani przerwy we śnie? Ale kto z nas jest permanentnie szczęśliwy? Takiego stanu przecież nie ma.

Moja droga do pracy to 15 minutowy spacer alejką przez park, a potem tyle samo trwająca jazda autobusem. Mogłabym wykreślić z planu dnia ten poranny spacer i zamienić go na dojazd wyłącznie autobusem, aczkolwiek z przesiadką, ale… nie robię tego nie tylko z przyczyn zdrowotnych, ale głównie po to, aby mieć okazję do …zachwytów. Niedawne opady śniegu, które przykryły i otuliły drzewa, to dla mnie widok cudowny, przypominający zimy mojego dzieciństwa, a więc białe, mroźne i słoneczne. Brakuje mi też na co dzień w wielkim mieście perspektywy, odległości, przestrzeni, którą stwarza wspomniany park. Lubię tę moją alejkę, choć rano wiedzie pod górkę, bo mogę sobie popatrzeć i popodziwiać, o ile jest co, a przeważnie jest, tylko nie zawsze to dostrzegam. Kiedy nie widać cudów przyrody, widać dzieci biegnące do pobliskiej szkoły, biegaczy starszych i młodszych, pieski ze swoimi właścicielami. Dzieci starsze trzymają za ręce młodsze rodzeństwo, gaworzą o sprawach dla nich istotnych, tryskają energią bez względu na aurę, a ja uśmiecham się do nich i uśmiecham się do siebie.

Kiedy zastanowię się nad tymi chwilami zachwytu, które mi się ostatnio dość często zdarzają, to przychodzi mi do głowy jedno wyjaśnienie tego, dlaczego wcześniej było ich u mnie mniej. Żeby się zachwycić trzeba w danym momencie nie mieć trosk, zwłaszcza tych dużego kalibru, bo przecież każdy jakieś problemy ma. A czy szczęście to nie jest właśnie brak trosk?

Kiedy patrzę na ostatnie chwile z życia ŚP. Pawła Adamowicza, Prezydenta Gdańska, uwiecznione telefonem komórkowych, i słucham jego słów, pełnych wiary, radości i euforii o tym, że po raz kolejny Wielka Orkiestra Owsiaka pięknie zagrała, że Gdańsk jest najcudowniejszym miastem świata, to myślę, jak blisko jest od zachwytu do tragedii, jak ulotna jest każda chwila naszego życia, i jak nieprzewidywalna jest chwila, która po niej nastąpi.