Nie wiem, czy każdy tak ma, ale większość chyba podobnie patrzy na kwestie pomagania a z drugiej strony poczucia bycia wykorzystywanym. Owszem można być życzliwym, miłym, uczynnym, pomocnym, ale czy można za to oczekiwać jakiejś wdzięczności? Czy oczekiwanie swoistej rekompensaty za nasze dobre serce nie zadaje kłam przekonaniu, że pomagamy bezinteresownie?
No cóż, ja bym bezinteresowność zarezerwowała dla najbliższej rodziny, a więc rodzice, dzieci czy rodzeństwo. I to też nie do końca. Bo przecież czegoś za to oczekujemy, choćby wdzięczności czy szacunku. Rodzice, którzy wychowali dzieci, oczekują, że te dzieci będą się nimi zajmować na starość. Dzieci, kiedy jeszcze są niesamodzielne, ciągną od rodziców pieniążki i nawet nie pytają, jak ciężko rodzic musi na te pieniążki pracować. Rodzice pracują, dzieci się uczą, każdy ma swoje obowiązki, role są rozpisane. Tata obiecuje zakup hulajnogi, jak dziecko dostatnie dobre świadectwo. Takie dość często spotykane transakcje w rodzinie zapewne nie uczą bezinteresowaności, tylko podejścia “coś za coś”. Suma sumarum w relacjach rodzinnych pewne kwestie są oczywiste i nawet jeśli jedna strona daje więcej, to jest szansa, że kiedyś druga jakoś się za to odwdzięczy.
Gorzej z tym naszym “dobrym sercem” jest w relacjach koleżeńskich, a już najgorzej w damsko-męskich. Znajoma ma w pracy młodego zdolnego chłopaka, który jest fajny, szarmancki, przystojny i …niedojrzały. Bardzo go lubi, zresztą nie jest w tym odosobniona, bo cała damska część biura za chłopakiem zerka pożądliwie. Chłopak dobrze wie, jak wykorzystać swój urok i czar, prawi komplementy na prawo i lewo, żartuje, prowokuje, a wyobraźnia koleżanek pracuje na wysokich obrotach. W sprawach zawodowych chłopak jest bystry, ale niedokładny, spóźnialski, chaotyczny, niezdyscyplinowany. A że znajoma pozycję w biurze ma niekwestionowaną i sporo od niej zależy, chłopak upatrzył sobie ją jako powierniczkę i obiekt żartów z podtekstem. Dziewczyna wpisała się w taką konwencję z radością i długo było miło. Ona mu pomagała, ratowała z opresji, wywalczyła u szefa premie, a on prawił komplementy, uśmiechał się szeroko, żartował, że jest “panią jego serca”.
Problem zaczął się w momencie, kiedy to pomaganie chłopakowi zaczęło wywoływać u znajomej pewne …oczekiwania. Jak wyjechał w zagraniczną delegację to oczekiwała jakiegoś sympatycznego prezentu, a dostała breloczek do kluczy. Jak miała imieniny, to oczekiwała, że nie zadowoli się życzeniami, ale przyniesie też kwiaty. Jak musiała się za niego tłumaczyć szefowi, bo zawalił kolejny termin oddania projektu, to oczekiwała, że nie tylko jej podziękuje, ale będzie na tyle empatyczny, żeby martwić się również o jej pozycje w firmie, która w wyniku jego błędów też ucierpiała.
Była więc dobra i pomocna, ale czegoś za to oczekiwała.
Czy pomaganie i oczekiwanie czegoś w zamian, ma sens? Jeśli pomagamy za coś, to czy to jest nadal pomaganie, czy transakcja wiązana? Ja Tobie załatwię to, a Ty zrób dla mnie coś innego.
Czy potrafimy więc pomagać, nie oczekując niczego w zamian?
Moja znajoma pomagała chłopakowi dlatego, że go lubi, a może trochę się w nim zadurzyła, ale pewnie powinna zakreślić granice tego pomagania, żeby nie czuć się … wykorzystywaną.
I o to tytułowe poczucie bycia wykorzystywanym tu chodzi. Jest to uczucie okropne. Sama też nie raz go doświadczyłam. Czujemy się wykorzystywani w pracy, w związkach i przyjaźni. Problem w tym, że jest to nasze subiektywne odczucie. Gdybyśmy zapytali o to osobę nas wykorzystywującą, to najprawdopodobniej oczy wyszłyby jej z orbit, ze zdziwienia. Dla niektórych korzystanie z uprzejmości innych to sposób na życie. Na świecie wielu jest Samarytanów, ale niemniej zapatrzonych w siebie egoistów. Może ci ostatni nie byliby tacy, gdyby nie spotkane po drodze dobre dusze, które nad biednym chłopakiem czy dziewczynką się roztkliwiają i dają się wykorzystywać, tylko idiota by z takiej możliwości nie skorzystał.
Jeśli coś robisz, nie oczekuj wdzięczności, niczego nie oczekuj, bo jeśli oczekujesz, to znaczy, że nie chcesz prawdziwie pomóc. Wyjątkowe są w życiu sytuacje symetrii w dawaniu i braniu, nawet w zgodnym małżeństwach bywa z tym różnie, najczęściej jedna strona daje z siebie więcej, druga mniej. Dopóki to dawanie nie stanowi problemu dla strony dającej, dopóki nie oczekuje ona wdzięczności, czy czegokolwiek innego, to w zasadzie nie ma nad czym deliberować. Natomiast na glebie “poczucia bycia wykorzystywanym”, nic dobrego nie wyrośnie, takie relacje są niezdrowe i trzeba albo przestać dawać za dużo (w swoim mniemaniu), albo zmienić relacje.
I jeszcze na koniec zabawna i jednocześnie pouczająca historyjka. Zdarzyło mi się kiedyś mijać się na chodniku ze starszą panią z pieskiem. Zajmowali oboje całą szerokość chodnika. Żeby ich minąć musiałam wejść na trawnik, co wywołało u pani atak słowny z epitetami pod moim adresem. A ja tylko chciałam być uprzejma i oczekiwałam choćby uśmiechu za to, że ustąpiłam miejsca. I spotkała mnie za to “nagroda”. Trzeba było wejść między panią a pieska, pociągnąć za smycz, coby i paniusia, i piesek poczuli 😉
Morał z tego taki: uważaj, nigdy nie wiesz, komu robisz uprzejmość, więc lepiej nie ryzykuj 😉