Problem tłumienia emocji zawsze mnie interesował, bo należę do kategorii osób, które … awantury zrobić nie potrafią, krzyk jest im obcy, a gniew czy złość traktują jako coś, czego okazywać nie wypada. Za to potrafią zamknąć się w sobie, popłakać, obrazić się, a także rozkminiać problem aż do znudzenia.
Tłumienie emocji nie jest dobre…
Kiedy tłumimy emocje nasze ciało zaczyna niedomagać. Pojawiają się dolegliwości bólowe, dokucza kręgosłup, męczą problemy gastryczne. Według niektórych teorii długotrwałe tłumienie złości może też prowadzić do depresji.
A więc, po co tłumić emocje, skoro zdrowiej jest je z siebie wyrzucić? I co się wtedy dzieje? Bywa, że z baranka przeistaczamy się w wilka. Nasi bliscy patrzą na nas zaskoczeni, a znajomi mówią: wydawała się taką spokojną kobietą, a tu nagle jakby diabeł w nią wstąpił.
Chęć uwalniania emocji pewnie jest słuszna, ale niekoniecznie sprawdzi się w praktyce i niekoniecznie u każdego. Bo czy jest możliwe, abyśmy stali się nagle innymi ludźmi? Nasza emocjonalność, a raczej inteligencja emocjonalna, jest taka jaka jest, możemy nad nią popracować, rozwijać ją, ale czy da się ją diametralnie zmienić?
Zdarzało mi się obserwować emocje Ewy, do niedawna koleżanki z pracy, stanowiącej przykład kogoś, kto na pewno emocji nie tłumi, i zdarzało mi się słuchać jej podniesionego głosu, wręcz krzyku podszytego gniewem. Czy te „wybuchy” złości miały jakieś uzasadnienie czy nie to nie ma większego znaczenia, istotne jest to, że ja nie byłam w stanie się im przeciwstawić stosując ten sam sposób … dyskusji. Gdybym to zrobiła, wtedy mogłybyśmy pokrzyczeć na siebie (do siebie) wzajemnie, uwolnić emocje, a potem prędzej czy później wszystko wróciłoby do normy (?). Rozmawiałyśmy na ten temat wiele razy i Ewa uważa, że właśnie tak powinnam była reagować, czyli upodobnić się do niej. I wtedy byłoby to – jej zdaniem – zdrowsze dla nas obu. Ale czy na pewno? Ja takiego sposobu wyrzucania z siebie emocji po prostu nie znam. Może to kwestia wychowania w domu, w którym emocje były skrywane, co z czasem stało się nawykowe, bo jako dziecko nauczyłam się … nie sprawiać problemów i ustępować innym.
A może to moja koleżanka powinna nad sobą popracować i kontrolować emocje? Naturę choleryka zapewne niełatwo zmienić, ale chyba jeszcze trudniej jest zmienić naturę osoby cichej i delikatnej.
Kiedy Ewa odczuwała złość, po prostu ją okazywała… potem twierdziła, że to nie była złość na mnie, ale na „sprawę”, która nie szła po jej myśli. A ja czułam się niesłusznie zaatakowana, więc u mnie to była raczej złość na jej złość. Wolałabym bowiem spokojnie problem omówić, bo oczywiście powodem tych wszystkich emocji były sprawy zawodowe. Różnica w naszych reakcjach mogła też brać się z tego, że ja do obowiązków zawodowych nie podchodziłam – w przeciwieństwie do niej – tak emocjonalnie.😉
Naiwnością byłoby sądzić, że w wieku bardzo dojrzałym miałabym się nauczyć awanturować, wpadać w furię…? Nie sądzę i nie chcę.
Podoba mi się powiedzenie kiedyś zasłyszane, którego treść brzmi mniej więcej tak: nie dyskutuj z chamem, bo sprowadzi Cię do swojego poziomu i pokona doświadczeniem. Kiedyś podejmowałam próby polemiki z kimś odległym mi mentalnie, ale z czasem przekonałam się, że nie warto, bo to niczemu nie służy, a skutek bywa opłakany, również dla mnie samej.
Znajomość własnych emocji – nasza kontrola nad emocjami zaczyna się od ich rozpoznania i nazwania. Żeby kontrolować emocje musimy wiedzieć co czujemy, mieć słownik uczuć, żeby je nazwać i wiedzieć jak je odczuwamy w ciele.
Kluczowe wydaje mi się nie tyle uwalnianie emocji, ale kierowanie emocjami, które polega na świadomym zauważaniu aktualnego stanu i posiadaniu skutecznej metody, żeby zmienić ten stan, kiedy tego potrzebujemy. Jeżeli zauważamy i rozpoznajemy własne emocje, łatwiej będzie nam dostrzegać emocje w innych ludziach i okazywać im empatię.
Moja koleżanka z pracy już dawno firmę opuściła, większość z nas narzekała na jej emocjonalność w kontaktach, niejedna osoba ma żal, bo w tym potoku słów, często padały jakieś osobiste, a więc bolesne przytyki. Kiedy teraz z nią rozmawiam, bo kontakt zachowałyśmy, i omawiamy jakiś temat, to nadal łapię się na tym, że czuję rozdrażnienie w momencie, gdy ona podnosi głos, więc szybko zmieniam temat, aby uniknąć tego znanego mi z przeszłości stanu. Nie potrafię dyskutować z kimś, kto podnosi głos, a jednocześnie można mieć wrażenie, że nie dopuszcza (nie szanuje) innych punktów widzenia.
Kiedy kogoś lepiej znamy, możemy nauczyć się reagowania na emocje tej osoby w sposób, który będzie w efekcie dla nas korzystny i wcale nie musi oznaczać tłumienia emocji, ale też nie oznacza ich uwalniania. Bo trzeba mieć na względzie fakt, że odpowiadanie emocją na emocje tworzy spiralę, na końcu której nie ma już pierwotnego powodu konfliktu, a my wcale nie uzyskamy … spokoju i wyciszenia.
Kontrolowanie emocji jest wielkim wyzwaniem. To zdolność przeciwstawienia się działaniu pod wpływem impulsu albo aktualnej emocji, a to wymaga zauważania impulsów i emocji, określania pożądanego stanu i wykorzystaniu odpowiedniej strategii do zmiany. Dlatego warto pracować nad samoświadomością, nawet jeśli jest to orka na ugorze.
Kontrola emocji jest trudna właśnie dlatego, że w ciągłym pośpiechu rzadko w ogóle zdajemy sobie sprawy z własnych uczuć albo w ogóle nie potrafimy ich nazwać. Sprawę dodatkowo utrudnia fakt, że istnieją dwa poziomy emocji – uświadomione i nieuświadomione. Z emocjami, które sobie uświadamiamy jesteśmy w stanie coś zrobić. Potrzebujemy do tego dobrej strategii. Sprawa komplikuje się w przypadku emocji nieuświadomionych. To są emocje, które znajdują się pod progiem świadomości, coś się w nas gotuje, ale nie zostało zauważone i zidentyfikowane.
Tego rodzaju emocje są szczególnie niebezpieczne. Wyobraźmy sobie, że jakaś stresująca sytuacja w pracy, nie do końca uświadomiona, powoduje u nas rozdrażnienie, ale dopiero po jakimś czasie, np. po powrocie do domu wystarczy drobiazg, aby wyprowadzić nas z równowagi. Tak naprawdę to skumulowana reakcja, ale nie jesteśmy świadomi tego, że sytuacja w domu ma niewiele wspólnego z tym, co nas tak naprawdę zdenerwowało. Właśnie dlatego tak ważny jest kontakt z tym, co w danej chwili odczuwamy, nawet jeżeli są to subtelne odczucia. Warto od czasu do czasu zadać sobie pytanie o to, co czujemy w danej chwili? Nazwać emocje, które mamy. Zlokalizować, gdzie to uczucie jest w ciele. Dzięki temu, kiedy pojawi się następnym razem łatwiej je rozpoznamy. Kolejny krok polega na zauważeniu jak te emocje wpływają na nasze zachowania. Jak to, co czujemy wpływa na nasz stosunek do innych osób, i na nasze ogólne samopoczucie? Kolejny krok to wzięcie odpowiedzialności za to co czujemy i jak się zachowujemy. Zamiast reagować, można odpowiedzieć w sposób jak najbardziej dla nas i dla innych konstruktywny. Warto ćwiczyć empatię dla siebie i innych. Pytajmy samych siebie, dlaczego teraz to czujemy, albo czemu mamy ochotę tak się zachować? Skąd u kogoś takie zachowanie albo uczucie?
Emocje pojawiają się i znikają, nie ze wszystkimi potrafimy się zidentyfikować i zmierzyć. Nie ma sensu ich oceniać, czy są uzasadnione czy nie. Dobrze je dostrzec, przyjrzeć się i puścić wolno. Samo ujrzenie ich w dziennym świetle odbiera im moc, często destrukcyjną zarówno dla nas i naszego zdrowia, jak i dla naszych relacji z innymi.
Kontrolowanie emocji wcale nie oznacza, że… ustępujemy, wycofujemy się, nie potrafimy się przeciwstawić, czyli jesteśmy mało asertywni. Możemy wyrazić swoje zdanie w sposób, który rozbroi potencjalną bombę, a nie podpali do niej lont.
Kiedyś buntowałam się jak ktoś mi mówił „Bądź mądrzejsza i ustąp”, teraz uważam, że coś w tym jest, bo mądrość w tym kontekście oznacza, że zanim zareagujmy potrafimy „na trzeźwo” ocenić, co jest dla nas lepsze, co nam się bardziej kalkuluje. Człowiek panujący nad emocjami nie musi być zimny i wyrachowany, bo wszystko zależy od tego, jaki cel mu przyświeca. 😊
*
Zainteresowanych tematem inteligencji emocjonalnej zachęcam do zajrzenia na stronę selfmastery.pl, z której sama czerpię pełnymi garściami. 😊