Podoba mi się to powiedzenie, tym bardziej, że sama czuję się jeszcze młoda, a jakieś zmiany w wyglądzie, które zapewne zachodzą, stają się dla mnie samej mało zauważalne. Ostatecznie patrzymy na siebie codziennie…. a zmiany są powolne. Przyzwyczajamy się i nawet jeśli jakaś kolejna zmarszczka się pojawi, to wśród innych znika.
Inaczej jest, kiedy pojawia się ta pierwsza zmarszczka, albo ten pierwszy siwy włos. Takie momenty się pamięta. A potem już się tego nie zauważa, albo nie zwraca na to uwagi. Kiedy spotykamy się z kimś dawno nie widzianym, to różnice w wyglądzie rzucają nam się w oczy. Pamiętamy kogoś innego niż osoba, którą widzimy przed sobą, ale przecież nie skomplementujemy kogoś słowami „ ojej, ale się zmieniłeś!”, bo w domyśle będzie to oznaczać: „ale się postarzałeś”.
A czas płynie…. Nieubłaganie. Dla każdego tak samo.
Niedawno w rozmowie kolega przypominał mi swój wiek. Nie sądziłam, że to już tyle lat na tym świecie się kręci, a może zapomniałam. Pewnie dlatego, że ani na ten wiek nie wygląda, ani nie zachowuje się jak na sędziwy wiek przystało. Sama też swojego nie czuję, jestem sprawna fizycznie i intelektualnie, pracuję i nie zamierzam przestać, staram się wyglądać na co najmniej 10 lat mniej, i nieźle mi to wychodzi.
Są jednak sytuacje, kiedy odczuwam mocniej, że już nie jestem „młoda”? Dzieje się tak wtedy, gdy rozmawiam z koleżankami na komunikatorze z włączonymi kamerkami. A ponieważ mam sporo młodsze koleżanki (to chyba błąd w tym kontekście), to różnice rzucają się w oczy. Bronię się czasami przed tymi sesjami video, tłumaczę, że włosy nieumyte, że roznegliżowana, zmęczona, po kąpieli, przed kąpielą… ale dobrze wiem, że po prostu nie chcę patrzeć, bo nie chcę się porównywać. Bo dostrzegam różnice. Patrząc na twarze 30-40 latek obok swojej widzę, że jednak jestem…. starsza. Tłumaczę dziewczynom, że takie sesje to niełatwe dla mnie doświadczenie. Dlatego czasami wyłączam kamerkę, choć to nieładnie. Wiem i pracuję nad sobą, bo widzę w tym zachowaniu „brak samoakceptacji”, niezgodę na siebie dzisiejszą, bunt… smutek i żal za tym, co było. Z koleżankami rówieśniczkami jest inaczej, bo z porównań wychodzę raczej obronną ręką. Myślę sobie, że nie jest jeszcze tak źle… bo niektóre wyglądają obiektywnie rzecz biorąc na swój wiek. 😊 Ale koleżanki z mojej grupy wiekowej wolą spotykać się face to face, choć w dobie pandemii pozostają nam rozmowy telefoniczne.
Czas nikogo nie oszczędza. Można go oszukiwać, ale i to ma swoje granice. Ważne są geny, ale jeszcze ważniejsze to, co sami robimy, albo czego nie robimy. Czy warto gonić za młodością?
Może przestać udawać, że jestem ciągle młoda. Przyjąć i zaakceptować, że młoda już byłam, i niekoniecznie byłam wtedy szczęśliwa, więc powtórka nie wchodzi w grę. Nie można oczekiwać od siebie takich samych sił i możliwości, co 10 czy 20 lat temu. Każdy wiek ma swoje słabości i ograniczenia. Nie ma co wstydzić się swojego wieku i udowadniać, że nadal jesteśmy w grze. Nie ma co się oszukiwać, że dla młodych jesteśmy starzy, więc nie możemy konkurować z nimi na siłowni czy na modowym wybiegu, a raczej warto wesprzeć ich dobrą radą, empatią, doświadczeniem życiowym.
Trafiłam w necie na wywiad z Ireną Wielochą pt. Jak mam umrzeć to młoda. Zainteresowała mnie jej historia i stosunek do upływającego czasu. Początkowy entuzjazm i podziw zastąpiła refleksja, czy pani Irena nie przesadza w tej pogoni za młodością, skoro po 60-tce zaczęła chodzić na siłownię, założyła profil na Instagramie i fanpage na Facebooku, zaczęła się uczyć angielskiego, a także została … modelką? Dla mnie to by było za dużo, ale skoro ona to potrafi połączyć i jest w tym dobra, to czemu nie…. ona robi to wszystko z ciekawości do życia, bo – jak twierdzi – niech ono będzie trudne, ale interesujące.
Chciałoby się rzec, że energia ją rozpiera, czego jej oczywiście zazdroszczę.
Pani Irena też ma problem z lustrem. W zależności od dnia widzi w nim albo fajną dziewczynę, albo nieco gorszą. Twierdzi, że jej walka ze starością będzie trwać do końca życia Jak mąż ją pyta, czemu tyle stoi przed lustrem to odpowiada, że próbuje się zaakceptować. To możliwe, ale niełatwe.
Niektóre kobiety marzą o emeryturze, żeby odpocząć, poczytać, zająć się wnukami, ale są też takie jak Irena Wielocha, które po 60-tce zaczęła swoją drugą czy trzecią młodość. Warto brać z niej przykład, dla mnie z pewnością jest wzorem do naśladowania, aczkolwiek nie czuję się na siłach, aby aż tyle i tak intensywnie ćwiczyć, ale gdybym tak chociaż połowę tej aktywności przejawiała, to już by był ogromny sukces.
Wywiadów z Irenką można znaleźć sporo, wklejam linki do dwóch.
https://twojstyl.pl/artykul/irena-wielocha-udowadnia-ze-w-kazdym-wieku-mozna-byc-mlodym,aid,868