Tego obawiam się najbardziej, bo zrzędliwe baby są okropne. Nic im nie pasuje, wiecznie wszystko krytykują i szukają dziury w całym. Uważają, że kiedyś było lepiej, a teraz jest dramat i świat schodzi na psy.
Ostatni wpis, w którym dałam wyraz swojemu rozczarowaniu, dał mi do myślenia, że może zmierzam w kierunku zarysowanym na wstępie. A może to tylko taki chwilowy nastrój? Bo przecież każdemu się kiedyś … uleje i nie trzeba od razu wysnuwać zbyt daleko idących wniosków.
Tak czy inaczej, zrzędliwości bardzo się boję, bo sądzę, że wtedy nikt nie będzie chciał mieć ze mną do czynienia, a jestem dość towarzyska 😊 Poza tym, taka postawa marudzenia i malkontenctwa kłóci się nieco z moim wizerunkiem, który na tym blogu próbuję wykreować…. a więc osoby pozytywnie do życia nastawionej, która biega, ćwiczy jogę i medytuje, która interesuje się samorozwojem i pracuje nad spokojem wewnętrznym. Nie wygląda to tak różowo w praktyce, bo….
• medytacja idzie mi ciężko, ciągle się rozpraszam,
• do biegania mobilizuję się tylko dwa razy w tygodniu, bo … jest za zimno, za późno, za ciemno…etc.,
• czytanie książek idzie mi jak po grudzie, a te z dziedziny samorozwoju trzeba czytać uważnie, i być skoncentrowanym, z czym mam duży problem.
Reasumując, nie wszystko jest takie, na jakie wygląda, a życie po prostu bywa trudne…
Wracając do zrzędliwości, do której zmierzam prostą drogą….
Na czym ona według mnie polega?
Chodzi gównie o krytykanctwo i przekonanie, że kiedyś to było lepiej. Chodzi o poczucie rozczarowania, niezadowolenia, zniechęcenia…. Można odnieść wrażenie, że zrzęda nie tylko ma straszne życie, ale też szans na zmianę też nie ma, bo przyszłość widzi w czarnych kolorach. Zrzęda ma klapki na oczach i przyjmuje z zewnątrz tylko takie opinie, które pasują do jej, czyli zrzędy obrazu rzeczywistości.
Cecha zrzędy, która może być męcząca dla otoczenia, to fakt, że wszystko jej przeszkadza. Sąsiedzi są za głośno, dzieci hałasują, młodzież się wydziera, psy szczekają, albo brudzą. A jak z taką zrzędą się mieszka, to przeszkadza jej znacznie więcej rzeczy, już ona najlepiej wie, jakich….
Chyba jednak taką 100-procentową zrzędą jeszcze nie jestem, ale zauważam u siebie pewne niepokojące tendencje….
Mieszkam w tym samym bloku od 20 lat. Kiedyś nie wiedziałam, kto mieszka nade mną, czy pode mną, nie słyszałam, że w ogóle ktoś mieszka. Teraz słyszę i tych z góry, i tych z dołu, i tych z boku. Ja nawet słyszę, jak sąsiad z góry spuszcza wodę w klozecie i bierze prysznic. Czy kiedyś miałam gorszy słuch? No nie… Może teraz jestem „wrażliwsza na dźwięki”? Może mniej czasu spędzałam w domu? Też nieprawda, bo zawsze byłam domatorką.
W pracy też jest kilka rzeczy, które mnie irytują. Koleżanka, z którą dzielę pokój, nie lubi pracować w ciszy. Muzyka mi nie przeszkadza, ale przeszkadzają mi puszczane wciąż te same piosenki, a ona stworzyła sobie playlistę i katuje ją non stop. Dałam jej w prezencie słuchawki, ale rzadko z nich korzysta. Chyba tej subtelnej aluzji nie zrozumiała. Nie jest prawdą, że lubimy tylko te melodie, które kiedyś słyszeliśmy. U mnie to nie działa. Słuchanie codziennie „Felicity” może naprawdę wkurzyć. Moja asertywność kończy się na prośbie o ściszenie dźwięku, bo rozumiem, że ona akurat należy do kategorii osób, które uwielbiają słuchać w kółko to samo.
Kiedy jestem na jodze, zajmuję zawsze to samo miejsce. Jest „moje”. Ostatnio z uwagi na większe zainteresowanie ćwiczeniami, pojawiło się więcej kobiet, co siłą rzeczy ogranicza możliwość zachowania dystansu. Do „mojego” miejsca przykleiła się młoda dziewczyna, co nie wzbudziło mojego entuzjazmu. Staram się jakoś dostosować to jej towarzystwa układając matę w taki sposób, aby stosowny dystans był. W sytuacji, kiedy z oczywistych względów unikamy bliższych kontaktów, jak tylko się da, moje obawy są uzasadnione, ale czy nie przesadzam….?
Na szczęście niektóre problemy rozwiązują się same. Zajęcia jogi odbywam teraz on line, a z koleżanką „Felicitą” mijamy się, bo firma zarządziła pracę zdalną. Może więc kiedy coś nam przeszkadza, po prostu należy odpuścić i przeczekać, a problem sam się rozwiąże?
Wracając do meritum… co zrobić aby nie stać się zrzędliwą babą? Czy w ogóle da się ten proces zatrzymać? Bo zrzędliwość potęguje się wraz z wiekiem, to pewne. Na razie bronię się jak mogę, zachowuję dystans (nie chodzi o ten fizyczny wymuszony covidem), poczucie humoru i pracuję nad sobą, bo nadal wychodzę z założenia, że innych nie możemy zmienić, możemy zmienić tylko siebie.
Poza tym chyba lepiej być „zrzędliwą babą” niż „zrzędliwym dziadem”. Można sobie takiego uroczego osobnika obejrzeć w filmie „After life” na Netflixe, który polecam gorąco. Myślę, że ten typ inteligentnej zrzędliwości, który reprezentuje bohater filmu bardzo mi odpowiada.
Może wiec nie jest ze mną tak źle…. przecież można być zrzędliwym i jednocześnie dobrym, a nawet uroczym człowiekiem 😉