Jeśli ktoś powie, że nie jest od niczego uzależniony, nie uwierzę. Nie tylko dlatego, że rzeczy, czy zachowań, od których można się uzależnić są tysiące, ale mam wrażenie, że sami nie jesteśmy w stanie uznać tego, co robimy albo czego używamy, jako uzależnienie, albo to bagatelizujemy. Czy zaglądanie do telefonu 100 razy dziennie jest uzależnieniem? A łykanie codziennie tabletek od wszystkiego i niczego? A oglądanie kilka godzin „rozrywki” w telewizorze? Nawet od bloga można się uzależnić 😉
W dzisiejszych czasach uzależnienia rozwijają się w ogromnym tempie tak jak zmienia i rozwija się cywilizacja. Mamy taki wybór możliwości uzależnienia się, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Oczywiście uzależnienie uzależnieniu nierówne.
W swoim życiu zetknęłam się z takimi poważnymi, niszczącymi, ale też mniej dotkliwymi, a nawet subtelnymi. Sama miałam nieprzyjemność popaść w nałóg palenia papierosów, przez co puściłam z dymem (gdyby tak policzyć koszty tych 20 lat palenia) niezłej klasy samochód, o aspekcie zdrowotnym nie wspomnę, bo tego na żadne pieniądze nie da się przeliczyć. Inne uzależnienia, do których bez bicia się przed sobą przyznaję, były lub są mniej szkodliwe dla zdrowia, ale utrudniające życie, a na pewno bardzo chciałabym się ich pozbyć.
W moim otoczeniu bliższym i dalszym na przestrzeni kilkudziesięciu lat życia zetknęłam się z dość liczną grupą osób uzależnionych, nie wszyscy z nich przyznaliby się do problemu, bo sami najczęściej go nie dostrzegali, np. koleżanka zakupoholiczka. Było jednak kilka przypadków, które głęboko zapadły mi w pamięć, a skutki uzależnienia dla bohaterów tych historii nadal trwają.
Kuzyn Waldek zaczął grać w automaty na stacji benzynowej, traktując to jako zabicie czasu, rozrywkę, ucieczkę… cokolwiek. Trudno powiedzieć od czego uciekał, a co chciał osiągnąć. Słyszałam, że zdarzyło mu się kiedyś wygrać w toto lotka niezłą sumę (20 tys. zł) i wtedy odezwała się w nim żyłka hazardzisty. Może poczuł taki poziom adrenaliny, z którym nic innego nie mogło się równać i chciał coś takiego jeszcze raz przeżyć, tym razem przy automacie? Może miał kryzys wieku średniego? Syn dorosły, żona siedząca w domu i marudząca. Czego szukał i przed czym uciekał? Nie wiem. W każdym razie grał na tych automatach długo i namiętnie. A jak z jednego przybytku go wyrzucili, bo u wszystkich bywalców się zapożyczył, to znalazł drugie miejsce, gdzie mógł trwonić te resztki pieniędzy, które udało mu się pożyczyć albo zarobić. W ten sposób, w ciągu dwóch, trzech lat stracił wszystkie oszczędności. Niewiele brakowało, aby stracił dom. Na szczęście pomogła rodzina. Zrzucili się spłacając dłużników. A syn na progu swojego dorosłego życia nie tylko nic od ojca nie dostał, ale musiał wziąć go na swoje utrzymanie i pilnować, aby znów nie poszedł do salonu gier. Teraz żyją z żoną biednie, oboje w depresji. Syn wyprowadził się, ale kredyt, jaki wziął aby spłacić długi ojca długo będzie mu ciążył. Na szczęście znalazł dziewczynę, która przyjęła go z dobrodziejstwem inwentarza i jest duża szansa, że założą szczęśliwą rodzinę.
W czasach studenckich los zetknął mnie z Michałem, człowiekiem zdolnym, dobrze zapowiadającym się, przed którym świat roztaczał swoje możliwości, a on je roztrwonił na alkohol, hazard i kobiety. A początki były niewinne. Bystry, przystojny, zjednujący sobie ludzi, zaczął robić interesy już na studiach. Polska w czasach przemian gospodarczych stwarzała ludziom szansę szybkiego wzbogacenia się. Niektórzy zaczynali od drobnego handlu. Mury runęły, granice stanęły otworem, wystarczyło mieć smykałkę do interesów, aby z dnia na dzień zacząć obracać sporym kapitałem. Tak było z Michałem. Pieniądz robi pieniądz – twierdził i pomnażał ten swój majątek każdego dnia. Było tych pieniędzy coraz więcej i więcej, część inwestował, a część wydawał na przyjemności. Najpierw był poker z kolegami z roku, potem ruletka w hotelowych kasynach, a na końcu automaty. Kilka lat to trwało, zanim zaczął się zjazd w dół. A było z czego zjeżdżać. Chłopaka w okresie prosperity stać było na kupno domu, a nawet dwóch w stolicy, ale skoro „pieniądz robi pieniądz”, to Michał nie kupował żadnych domów ani mieszkań, siedział sobie w wynajętej kawalerce i inwestował. Kiedy interesy szły gorzej, chodził do kasyna, gdzie widział szansę na zdobycie wielkich i łatwych pieniędzy. W jego ulubionym filmie „Żądło” tak właśnie było. On też chciał znaleźć sposób na wygraną. I znalazł. Raz udało mu się wygrać dużą kwotę, tak dużą, że mógłby kupić kawalerkę w centrum miasta, którą wynajmował. Ale on musiał grać dalej. Nie mógł poprzestać na tej wielkiej wygranej, bo uwierzył, że można wygrać więcej. Bywało, że grał non stop 2 noce i 2 dni, przy tym pił alkohol. Im gorzej szły interesy, tym więcej grał i pił. Chciał jeszcze raz przeżyć wielką wygraną, poczuć się „bohaterem dnia”, stawiać wszystkim szampana, po prostu być królem życia, którym zawsze się czuł. Niełatwo pogodzić się z przegraną, kiedy wiesz, jak to jest czuć się zwycięzcą. Dlatego próbował to zagłuszać alkoholem. Dziewczyna, która kochał odeszła, więc szukał pocieszenia w ramionach innych. Kiedy już nie miał pieniędzy, ożenił się dla pieniędzy, z panienką z bogatego domu. Ona też odeszła, kiedy przegrał i przepił wszystko, co dostała od rodziców. Michał został sam, w mieszkaniu komunalnym po babci, w starej kamienicy. Nadal chodził do kasyna, ale tylko … towarzysko. Przyglądał się, jak grają inni, a jak ktoś wygrał to prosił go o małą pożyczkę i wrzucał to do automatu. Mówił, że kiedyś się odegra. Alkohol zniszczył mu zdrowie, zaczął chorować. Nie mam pojęcia, co się z nim teraz dzieje. Słyszałam, że pracuje w sklepie. Michał, najprzystojniejszy i najzdolniejszy chłopak na roku, dziś człowiek przegrany i załamany.
I jeszcze jeden przykład uzależnienia, może mniej hardcorowego, ale równie niebezpiecznego, czyli od jedzenia. To nasza kobieca domena. Większość moich koleżanek albo się odchudza, albo zamierza się odchudzać, albo narzeka, że nie może schudnąć, a przecież je jak wróbelek. Najbardziej narzekają te, których „otyłość” nie rzuca się w oczy. Nie trzeba być od jedzenia uzależnionym, żeby być na permanentnej diecie, ale w tym miejscu chodzi mi o uzależnienie, kompulsywne jedzenie. Uzależnienie od jedzenia jest specyficzne, bo nie można go odstawić lub zrezygnować, tak jak alkohol, papierosy czy hazard. Jednak za tym uzależnieniem, podobnie jak za innymi kryje się ten sam mechanizm, czyli szukanie pocieszenia, leczenie bólu, niezadowolenia, niepokoju, który się odczuwa jako impuls do jedzenia.
I tu na scenę wchodzi Zosia, która chciałaby zgubić nadprogramowe kilogramy, i walczy z uzależnieniem od jedzenia od wielu lat. Odkąd pamiętam jest na nieustającej diecie. Jednak problem z jedzeniem pojawił się wtedy, gdy straciła pracę. Przez pierwsze miesiące siedziała w domu i nawet nie chciało jej się szukać czegoś nowego. Potem zaczęła wysyłać CV i próbować swoich sił w kilku miejscach. Nigdzie nie została przyjęta. Poczuła się…. niechciana, odtrącona. zbędna. I zaczęła zajadać to swoje bezrobocie. Nie chciała pójść do pracy „byle jakiej”, która nie byłaby dla niej satysfakcjonująca. Żyła wspomnieniami czasów, kiedy jej stanowisko i pozycja zawodowa coś znaczyły. Sprzedała mieszkanie po rodzicach, aby mieć z czego żyć. Wystarczyło na kilka lat, a nawet na kilka szkoleń, z których niewiele wynikało. Lata mijały. Nie podjęła żadnej próby pójścia do jakiejkolwiek pracy, ten temat jakby nie istniał. A kupka pieniędzy ze sprzedaży mieszkania topniała w zawrotnym tempie. W takim samym tempie rosła waga, zatrzymując się na 100 kg, które pogorszyły stan zdrowia, a potem pojawiły się problemy z poruszaniem. Nadwaga była skutkiem uzależnienia, a jedzenie stało się plastrem na poczucie braku sensu, celu i pustki. Zosia zbliża się do emerytury, nadal jako bezrobotna. Na szczęście ma wypracowaną wystarczającą liczbę lat, aby świadczenie dostać. Życie będzie prowadzić skromne, ale przynajmniej co miesiąc jakieś środki na konto wpłyną. Ale co zrobić z nadwagą, która stała się w tej chwili jej największym problemem? Można przyjąć, że gdyby nie straciła pracy, nie popadłaby w uzależnienie od jedzenia. Ale zamiast skoncentrować się na poszukiwaniach i niełatwej codziennej rutynie, schowaniu wybujałego ego, popadła w odrętwienie i w niemoc, w którym to stanie tylko jedzenie okazało się przyjemnością, ulgą, chwilą wytchnienia, takim swoistym pocieszycielem. W ten sposób do pierwotnego problemu, czyli braku pracy, doszedł drugi problem, czyli uzależnienie od jedzenia i nadwaga.
Jeśli chodzi o alkoholizm, czyli ten najbardziej rozpowszechniony i hardcorowy nałóg, miałam szczęście nie poznać go z bliska, wiedzę o nim czerpałam głównie z opowieści i literatury. Czytałam Pilcha „Pod mocnym aniołem” i prof. Wiktora Osiatyńskiego z jego cyklem o alkoholizmie i książki te zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Kiedy na mojej drodze spotykam pijaka, jest mi go zwyczajnie żal. Nałóg nie określa wartości człowieka, nie można powiedzieć, że osoba uzależniona jest zła czy dobra. Człowiek uzależniony jest bezsilny. Jego życie kręci się wokół pragnienia napicia się. Ale jaka jest różnica między alkoholikiem, a osobą uzależnioną np. od jedzenia? Jeśli nie potrafi odmówić sobie batonika i czuje się bezsilna wobec tego pragnienia, to czym różni się od pana spod budki z piwem? No tak, po batoniku nie będziemy się zataczać, bełkotać, a potem leczyć kaca. Batonik nie powoduje aż takich konsekwencji, po prostu nie są one tak widoczne, ale szkodzi tak samo jak alkohol, jedynie ta szkodliwość jest bardziej rozciągnięta w czasie.
Ale mechanizm wszystkich uzależnień jest podobny. Przynosząc chwilową, pozorną ulgę, zabierają nam wolność. Odbierają też energię, czas, motywację do zmian, jasność myślenia…
I tu trochę teorii zaczerpniętej ze strony selfmastery.pl. Przyznam, że sporo o uzależnianiach czytałam, ale tak dobrego wyjaśnienia ich źródła nigdzie nie znalazłam.
„Uzależnienie oznacza, że dzieje się coś na poziomie nieświadomym i taki człowiek po prostu na to reaguje, próbuje się w pewnym sensie leczyć z bólu, który odczuwa. To nie jest samo w sobie nic złego. Problem w tym, że uzależnienie niczego nie leczy. To jest takie malowanie spróchniałego płotu zamiast zmierzenia się z problemem i wymienienia płotu. Z czasem uzależnienie powoduje, że człowiek staje się niezdolny do czegokolwiek i to jest chyba najgorsze. Będzie miał związane ręce, bo jego wszystkie myśli i cała rzeczywistość będzie się sprowadzała do jakiejś rzeczy albo zachowania, które go pochłonie. (…)
Rzeczy same w sobie nie są uzależniające. Sedno uzależnienia tkwi w naszym stosunku do nich, w tym jak do nich podchodzimy i do czego tak naprawdę ich używamy. Czyli zakupy same w sobie nie są uzależniające, ale mogą się takie stać, kiedy zaczniemy ich używać do tego, żeby uciekać od jakiegoś dyskomfortu wewnętrznego, problemu. Albo kiedy są próbą wypełnienia jakiegoś braku, pustki, którą odczuwamy na poziomie wewnętrznym. I to nie ma znaczenia czy to będzie piwo czy pieniądze – natura uzależnienia bez względu na rzecz czy zachowanie przez jakie to uzależnienie się manifestuje, jest taka sama. Mechanizm jest identyczny. U podstaw każdego uzależnienia jest jakiś ból psychiczny, emocjonalny, egzystencjalny od którego staramy się uciec. Najbardziej boimy się zostać sam na sam ze sobą, najbardziej od siebie próbujemy uciekać. (…) Praktycznie nie mamy kontaktu ze sobą. Boimy się zostać sam na sam ze sobą. Ale w taki sposób niestety zamiast pozbywać się bólu, odczuwamy coraz większy ból. Uciekamy od siebie regularnie, kierujemy się cały czas na zewnątrz a to sprzyja uzależnieniom. Nie wiemy, co nas boli, co czujemy i co się z nami dzieje i ciągle się rozpraszamy, żeby tego nie widzieć. Jesteśmy bardziej podobni do ludzi, którzy zagłuszają swój ból i pustkę alkoholem albo narkotykami niż nam się wydaje. Na poziomie mechanizmu uzależnienia robimy dokładnie to samo. Mamy tylko inny sposób na to, ale różnica nie jest za duża. Tak czy inaczej, jeżeli często próbujesz w jakiś sposób odwracać swoją uwagę od chwili obecnej, od swoich emocji tu i teraz, od jakiegoś bólu, wewnętrznej pustki, problemów i prawdziwych potrzeb, wolisz od tego wszystkiego uciec i robisz to często, to ta rzecz albo zachowanie, którego do tego używasz, może się stać uzależniające. Dzięki temu unikasz pracy, jaką trzeba byłoby wykonać, żeby spełnić prawdziwe potrzeby czy rozwiązać problemy, ale to nic nie daje. Cierpienie ma to do siebie, że nie znika tylko dlatego, że na chwilę o nim zapominasz. Zaatakuje Cię jeszcze mocniej jak oprzytomniejesz.
Za uzależnieniem zawsze kryje się jakieś poczucie braku, jakieś wewnętrzne pęknięcie. Bo nie da się wypełnić wewnętrznej pustki zewnętrznymi rzeczami. Nie da się w ten sposób nasycić, ale to nie przeszkadza nam próbować i mieć nadzieję, że kolejny raz zadziała. Dlatego tak trudno wyjść z wiru uzależnienia – pustka nie znika mimo tego, że ciągle robimy zakupy, jemy albo siedzimy na facebooku. Ta strategia nie działa, na pewno na stałe nie działa, ale dalej próbujemy. Robimy wszystko oprócz jednej prostej rzeczy – przyjrzenia się czym ten ból i pustka są i skąd się biorą. Tak mocno zajmujemy się wypełnianiem pustki, że nawet nie wiemy co tam jest. Nie zostawiamy nawet milimetra przestrzeni na to, żeby jakiekolwiek emocje wypłynęły na powierzchnię. Myślę, że stoi za tym ogromny lęk przed tym, że to, co tam jest nas zniszczy, pochłonie. Każda osoba uzależniona chce od tego uciec i myśli, że uda jej się ten niepokój zgasić i pustkę wypełnić, kiedy wystarczająco długo będzie uciekać przed tym. Wydaje nam się, że ta pustka zniknie, jak odwrócimy od niej wzrok. I właśnie to nam dają uzależnienia – pozwalają uciec od rzeczywistości, ale problem polega na tym, że rzeczywistość to jedyna rzecz, która nigdy nie znika ani się nie zmienia. Czyli pustka jest jedyną rzeczą, która nigdy nie znika. Nie da się od tego skutecznie uciec. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że im bardziej próbujesz wypełnić brak wewnętrzny rzeczami zewnętrznymi tym dalej jesteś od prawdziwej pełni. Im dalej jesteś od pełni, tym więcej cierpienia i silniejsze uzależnienie – tak właśnie uzależnienie przejmuje nad Tobą kontrolę. Z czasem nie będziesz widział innego sposobu na życie.
Żeby coś się zmieniło nie możemy ciągle tych lęków i bólu zagłuszać, musimy zobaczyć powód naszego bólu i stanąć twarzą w twarz z pustką. Pozwolić, żeby różne emocje wyszły na powierzchnię, bo nie mamy szans na to, żeby wykształcić inną odpowiedź na ból, dopóki nie zobaczymy, co się z nami tak naprawdę dzieje. Jak tego nie zobaczymy to dalej będziemy sobie łamać rękę, żeby odwrócić uwagę od tego, że boli nas noga. Mniej więcej tak nam pomaga uzależnienie w rozwiązywaniu naszych problemów. Współczesny człowiek ma jeden, podstawowy i najważniejszy problem – zapomniał kim jest i próbuje się odnajdywać przez identyfikowanie się z zewnętrznymi rzeczami. Wszystko opiera się na poczuciu braku pełni, odłączeniu od źródła naszego istnienia, poczucia izolacji, samotności, odcięcia od nas samych. Uzależnienie jest nieudolną próbą naprawienia tego wszystkiego i przywrócenia poczucia pełni. Żeby to zrobić próbujemy wszystkiego poza zajrzeniem do środka. Budujemy całe konstrukcje w swoim życiu, żeby przykryć tą pustkę – zarabiamy pieniądze, dbamy o wizerunek, kupujemy różne rzeczy, które mają nas jakoś określić, ale to jest puste i wiemy o tym a ból wcale nie znika. Na głębokim poziomie to nas wcale w całość nie skleja, bo w ogóle nie tędy droga. Ale nasza niechęć do zajrzenia do środka jest taka duża, że gotowi jesteśmy powtarzać to samo w kółko chociaż to się nie sprawdza. (…)
Dobrze byłoby przyjrzeć się swoim zachowaniom i sobie pod kątem cech, które ma każde uzależnienie. Te cechy to bardzo silne pragnienie, przymus wewnętrzny zrobienia czegoś, dążenie do tego, żeby zrobić to jak najszybciej – najlepiej już, teraz i natychmiast, chwila ulgi po wszystkim, odcięcie, potem konsekwencje – czasem kłamstwa, manipulacje, żeby coś ukryć, potem pojawia się poczucie winy a za jakiś czas znowu silne pragnienie, czyli mamy nawrót. Trudno to u siebie zaobserwować nawet jak się wie jak to działa. Często nawet nie wiemy, dlaczego coś robimy i co się z nami dzieje, kiedy sięgamy znowu po papierosa albo po jedzenie. Nie widzimy, jak działa schemat, nie widać emocji ani cierpienia, które gdzieś tam głęboko jest ukryte i z którym próbujemy sobie jakoś poradzić. To, co jest dla nas dostępne to to, że odczuwamy impuls, który pcha nas do czegoś i odgrywamy ten schemat bez świadomości i kontroli. Ciężko obserwować swój własny umysł swoim własnym umysłem. Ale jest prostszy sposób, żeby stwierdzić, czy jesteś uzależniony czy nie. Wystarczy przestać coś robić na parę dni i zobaczyć, czy pojawi Ci się silne pragnienie i potrzeba, żeby po to sięgnąć albo żeby to zrobić. Spróbuj przez parę dni nie włączać telewizora albo odłączyć Internet, wyłączyć telefon i zobacz co się będzie działo. Jak pragnienie się pojawi i będziesz niespokojny to znaczy, że jesteś uzależniony. Jak się nie pojawi to znaczy, że nie jesteś uzależniony. Chyba nie ma prostszego testu. Możesz sobie go zastosować do wszystkiego. To jest proste, ale jak uwalniać się od uzależnień? Przede wszystkim trzeba przestać uciekać od bólu i pustki, które odczuwasz. Czyli najpierw zidentyfikuj swoje uzależnienia, potem przyznaj się przed sobą, że nie masz kontroli nad tym, co robisz. I tu pojawia się problem, bo nasze ego nie za bardzo lubi się przyznawać do tego, że jest bezsilne. Ale to jest konieczne. Kolejny krok to stanięcie ze swoim bólem twarzą w twarz. Uciekanie od bólu daje tylko więcej bólu. Trzeba przestać się rozpraszać przy każdym najmniejszym dyskomforcie. Trzeba przestać uciekać przed sobą i zobaczyć, co się z nami tak naprawdę dzieje (…) Chodzi o to, żeby przestać się ciągle rozpraszać i skupiać na rzeczach zewnętrznych i zajrzeć do środka.
Istnieje w nas coś, co zagłuszamy, kiedy ciągle się stymulujemy. (…) Leczenie sprowadza się do zrobienia temu miejsca i przestrzeni. Prawda, którą mamy w sobie chce zobaczyć samą siebie. Uzależnienie i stymulowanie się bez przerwy to unikanie tej prawdy. Uzależnienie się kończy, kiedy jakieś zachowanie albo rzecz nie jest ani dobra, ani zła ani jakoś specjalnie ekscytująca – kiedy po prostu jest. To wymaga odpuszczenia tego uzależnienia i tego, co ono Ci daje. Odpuszczenia tego całego mechanizmu wypełniania się albo uspokajania się przez coś tam, nieważne czego używasz. Zamiast tego jesteś z tym wszystkim. Ostateczne uzdrowienie na poziomie duchowym polega na tym, żeby rozpoznać, że nigdy nie było nic zepsute i że jesteśmy całością. Ale jest jeszcze poziom emocjonalny. I tutaj dobrze oprócz obserwowania swoich schematów i impulsów stworzyć sobie alternatywną wizję swojego życia bez uzależnienia, która będzie taka dobra, że odciągnie Cię od tego telewizora czy telefonu. Chodzi o to, żeby to było coś interesującego i ważnego dla Ciebie. Ważny jest pomysł na życie bez uzależnienia. Osobie uzależnionej ciężko sobie w ogóle to wyobrazić, ale połączenie obserwowania swoich schematów z tworzeniem takiej alternatywnej wizji jest potężne. Chodzi o to żebyś zaczął naprawdę spełniać swoje głębokie potrzeby i rozwiązywać problemy zamiast od nich uciekać. Chodzi o zbudowanie swojego życia na nowo, na właściwych podstawach. Ostatecznie chodzi o pełną wolność.”
Zachęcam do zajrzenia na stronę selfmastery.pl i obejrzenia filmu o uzależnieniach oraz przeczytania całości tekstu, którego fragmenty wykorzystałam w tym wpisie.