W dzisiejszym świecie coraz mniej mamy relacji w rzeczywistości, coraz więcej w świecie wirtualnym, do czego w znacznym stopniu przyczynily się media społecznościowe, takie jak Facebook. Znam osoby, które „żyją życiem” wirtualnym i nie rozstają się ze smartfonem nawet w łóżku. Należą do grup dyskusyjnych, wciąż muszą reagować na newsy, emocjonują się, denerwują, stresują, jak w prawdziwym życiu, ale kiedy gaszą światło cały ten świat znika, a oni zostają sami ze swoimi myślami. Ta cisza aż … dzwoni w uszach, więc trzeba coś włączyć, albo telewizor albo audiobooka, cokolwiek, aby nie myśleć o rzeczach trudnych czy smutnych, o zaległych sprawach, o szarej rzeczywistości.
Kiedy mamy problem, pomimo licznego grona bliskich i dalszych znajomych, sami musimy się z nim zmierzyć. Można się pożalić, można dostać wsparcie, również wirtualne, ale to nie zmienia faktu, że człowiek i tak pozostaje z problemem sam.
Świat wirtualny to substytut czegoś prawdziwego. Bo w tych relacjach brakuje głębi i bliskości. To są tylko pozory prawdziwej relacji. Nie ma sensu się oszukiwać. Więź i relacja mogą pojawić się wtedy, kiedy będziemy obecni, będziemy się słuchać i patrzeć w oczy. Tylko takie spotkania to okazja, aby być wysłuchanym i zrozumianym.
Poznałam niedawno starszą panią, teściową mojej znajomej, przy okazji spotkania towarzyskiego. Różnica wieku spora, ale rozmawiało mi się z nią lepiej niż z moimi koleżankami rówieśniczkami. W pewnym momencie doszłyśmy do wniosku, że musimy koniecznie zachować kontakt i umawiać się na pogaduszki, a mamy to szczęście, że mieszkamy blisko.
Co takiego jest w Zofii, że lubię z nią spotykać się i rozmawiać? Szczerość i naturalność, umiejętność słuchania i pewna równowaga w rozmowie. Żadna nie dominuje i nie próbuje drugiej przegadać. Niczego od siebie nie chcemy i nie potrzebujemy, wystarczy nam rozmowa i obecność. Tematów nam nie brakuje, są to kwestie poważnego kalibru, ale też takie drobiazgi, jak przepisy na dobrą potrawę. Obie mamy spore grono znajomych, ale nie z każdą z tych osób chcemy podtrzymywać kontakt, więc wiele z tych znajomości umiera śmiercią naturalną. Zosia zainteresowała mnie jako …fajny człowiek, i nie musiałam o niej zbyt dużo wiedzieć, czego dowodem jest fakt, że o jej profesji (jest lekarzem), dowiedziałam się zupełnie przypadkowo. Jej synowe są w wieku 50+, ale z żadną z nich nie jest … zaprzyjaźniona. Relacje są poprawne, ale powierzchowne. Jeśli chodzi o męża, Zosia stwierdziła, że dopiero będąc na emeryturze przekonała się jak niewiele ich łączy. On najchętniej siedziałby w domu i niczego mu do szczęścia, oprócz jedzenia, nie potrzeba. Ona łaknie kontaktów z ludźmi, wyjazdów, ruchu, wiedzy, chce, aby coś się działo wokół niej. Chciałabym mieć tyle energii w jej wieku.
Kiedy ma się już sporo lat to tych znajomych bliższych i dalszych jest liczne grono. Często brakuje czasu, żeby takie relacje podtrzymywać. A bywa i tak, że niektórych znajomości nie mamy ochoty kontynuować, bo okazuje się, że rozmowa już się nie klei i dochodzimy do wniosku, że w zasadzie niewiele mamy sobie do powiedzenia. Może lepiej jest wtedy znaleźć sobie kogoś „nowego” i stworzyć dobrą, zdrową relacje, w której będziemy czuć się zwyczajnie dobrze i bezpiecznie. Sama jestem otwarta na nowe, realne znajomości, choć inicjatywy w tym kierunku szczególnej nie przejawiam.
Kiedyś bardziej się chciało… spotykać, organizować, wychodzić, bywać. Kiedyś życie towarzyskie kwitło… spotkania ze znajomymi były na porządku dziennym. Były też znajomości wirtualne, które szybko przenosiły się do reala. Teraz, kiedy doszła pandemia, z tymi relacjami bezpośrednimi jest coraz gorzej. Za to świat wirtualny w rozkwicie. Najważniejsze to zachować w tym wszystkim zdrowy balans. 😊