Używamy z koleżankami skrótu MMŻ mając na myśli kandydata na życiowego partnera. Z koleżankami singielkami w moim wieku zastanawiamy się, czy ten MMŻ w ogóle istnieje, a może już go miałyśmy i albo nie doceniłyśmy, albo on nas zostawił, albo nieszczęśliwy los go zabrał.
Moje młodsze koleżanki są w większości mężatkami i to szczęśliwymi, tylko jedna, najbliższa memu sercu dziewczyna szuka, nadal szuka. A trwa to już z 6 lat. Poznałyśmy się wirtualnie, kiedy rzucił ją pierwszy – też poznany wirtualnie – kandydat na MMŻ.
Zastanawiałyśmy się niedawno, jakie cechy powinien posiadać ten MMŻ. Ona miała wymienić swoje, a ja swoje oczekiwania. Nie było to dla mnie łatwe zadanie. Spróbowałam sobie wyobrazić, że znów mam ok. 25-30 lat i trafiam na mężczyznę, potencjalnego męża i muszę zdecydować, czy za niego wyjść. Jakie rady miałabym dla siebie, dla mojej koleżanki-singielki i dla innych młodych dziewcząt, patrząc z perspektywy 50 latki?
1. kochać i czuć się kochanym – jeśli kandydat wciąż Ci powtarza, że kocha to możesz mu wierzyć pod warunkiem, że dał tej miłości wyraz praktyczny, codzienny. Jak byłaś chora pobiegł do apteki, jak miałaś problemy rodzinne przytulał i współczuł. Kochać „werbalnie” to każdy potrafi, okazać uczucie w codziennym znoju to się liczy.
2. sztuka konwersacji i kompromisów. Jak nie macie o czym rozmawiać, to katastrofa. Najlepiej kiedy rozumiecie się bez słów i każde z was wie, kiedy drugiemu z drogi schodzić, a kiedy wesprzeć gestem czy rozmową, rozśmieszyć, etc. Byłoby bardzo wskazane, aby kandydat nie tylko był inteligentny, błyskotliwy (a więc podobny do nas), ale żeby był bezwzględnie optymistą. Bez poczucia humoru to nie ma co do nas startować!!! Kiedy Ty sama będziesz chodzić naburmuszona z powodów poważnych lub urojonych, Twój mężczyzna będzie miał sposób, aby Cię „rozbroić” albo pocieszyć albo przeczekać… on będzie znał Cię tak dobrze, jak Ty, więc z każdej opresji uda wam się razem wyjść.
3. rodzina. Szalenie ważne jest skąd ten nasz kandydat się wziął. Trzeba się przyjrzeć mamusi i tatusiowi. A jak ma rodzeństwo to jak mu się stosunki z siostrą czy bratem układają. Czy jest rodzinny? Jaka jest atmosfera w jego domu? Bo tym z pewnością nasz kandydat przesiąknął, a wzorce, jakie wyniósł z rodziny będzie starał się (nawet podświadomie) implementować na własny użytek. Wiem, wiem, że nawet chłopcy wychowani w domu dziecka mogą być wspaniałymi mężami i ojcami, ale to są wyjątki potwierdzające regułę. Są też takie sytuacje, że nasz kandydat wychowany w dysfunkcjonalnej rodzinie będzie twierdził i mocno w to wierzył, że jego rodzina musi być przeciwieństwem tego, co zaznał w przeszłości. Ale ja w to wątpię. Za dużo dookoła widziałam na to dowodów. Mój eks był z rozbitej rodziny, wychowywany przez nadopiekuńczą mamuśkę, rozpieszczony. A w jego domu wieczne nieporozumienia i napięcia, zarówno z mamuśką jak i z bratem miał stosunki takie …powierzchowne. Dziś uważam, że po obejrzeniu sobie całej jego rodzinki natychmiast powinnam się ewakuować 😉
4. lepiej być kochaną niż kochać bez wzajemności. Bywa i tak, że jedna strona kocha mocniej od drugiej. Kiedy to nasz kandydat jest mocniej od nas zaangażowany i nosi nas na rękach, a my się z przyjemnością w te ręce oddajemy, to wszystko gra. Z punktu widzenia kobiety jest zdecydowanie lepiej wyjść za mąż z …miłości do rozsądku 😉 takie związki są stabilne, oparte na przyjaźni, zaufaniu. Bo kobiety są lojalne, cenią sobie stabilizacje, a i „drugiej młodości” nie przeżywają w sposób tak burzliwy jak panowie. Kobieta, żona i matka bardzo poważnie się zastanowi, zanim porzuci męża i dom pod wpływem czarującego księcia. Natomiast panom pada bielmo na oczy, kiedy zobaczą jakiegoś sobowtóra Pameli Andersson. Oczywiście od każdej reguły są wyjątki, i wyrodne żony i matki też się trafiają, ale ja próbuje w tych swoich dywagacjach unikać skrajności.
5. koledzy, koleżanki, towarzystwo. Warto przyjrzeć się osobom, z którymi nasz kandydat się przyjaźni. Jakich ma kolegów i koleżanki? Czy jest lubiany, ceniony, szanowany? I za co jest lubiany? Czy jedynie za to, że jest zabawny i może dużo piwa wypić, a potem można z nim zaszaleć, bo ma zajefajne pomysły? Imprezowy styl życia jest dobry, do czasu, i w rozsądnych granicach. Szalone balangi, w których razem z kandydatem uczestniczyłyśmy, przestaną nam się podobać, kiedy już będziemy rodziną, a i do pracy trzeba będzie codziennie biegać. Jeśli kandydatowi imprezowy styl życia odpowiada, trudno będzie go z tego po ślubie wyleczyć. Trzeba też umieć się bawić, czyli nie przesadzić z alkoholem, więc kandydat powinien po nocnej imprezie, jako pierwszy wyskakiwać z łóżka przynosząc nam soczek, o śniadaniu nie wspomnę. Ważne jest tu poczucie odpowiedzialności, a więc nie zawalanie spraw istotnych z powodu np. kaca. I w ten sposób przechodzimy do bardzo ważnej sprawy, a mianowicie alkoholu.
6. alkohol szkodzi zdrowiu. Wszystko jest dla ludzi, ale zażywane w sposób umiarkowany. Kiedy kandydat przejawia zbyt duże przywiązanie do wysokoprocentowych trunków porzućmy płonne nadzieje, że będą z niego ludzie. Nie będą. Kiedy kandydat budzi się rano z kacem i szuka w lodówce piwa, aby się „wyleczyć” zamiast Alka-primu, to prawdopodobieństwo alkoholizmu jest duże. Nie ma niczego gorszego w rodzinie niż nadużywanie alkoholu (te inne też złe rzeczy np. przemoc są już najczęściej skutkiem picia), wszystko inne przestaje mieć wtedy znaczenie. Prócz alkoholu jest jeszcze sporo uzależnień, których posiadanie przez kandydata należy bezwzględnie wykluczyć. Jeśli nie chcesz trafić kiedyś na terapię jako współuzależniona, to takiego kandydata należy z bólem serca pożegnać nawet gdyby wyglądał jak Hugh Grant, ach… 😉
7. Zaufanie i wybaczanie. Fundamentem każdego związku jest zaufanie, jeśli go nie ma, to znaczy, że związek nie rokuje i lepiej się ewakuować. Zaufanie buduje się latami, i wieloma dowodami, które potwierdzają, że naszego kandydata pilnować nie trzeba, gdyż on sam najlepiej się pilnuje. Zazdrość? Podobno odrobina zazdrości nie zaszkodzi, problem w tym, że ciężko tę „odrobinę” zachować. W związku może zdarzyć się coś, co zachwieje naszym zaufaniem do kandydata, coś, co zburzy naszą o nim opinię. Czy wybaczyć czy odejść? Wszystko zależy od „kalibru” sprawy. Jeśli byłaby to zdrada, czyli tzw. skok w bok? No nie wiem. Każdy sam musi sobie w takiej sytuacji odpowiedzieć, czy jest w stanie wybaczyć. Ja mam na tę okoliczność zasadę wyczytaną w książce Coelho, która wryła mi się w pamięć, bo sprawdzała się w moim życiu w 100 procentach: co zdarzyło się raz, może już nigdy się nie zdarzyć, co zdarzyło się dwa razy, zdarzy się i trzeci. Czyli raz wybaczyć można, jeśli naprawdę Ci zależy, kiedy wierzysz, że to był „wypadek przy pracy”. Jednak kiedy wybaczasz po raz drugi, pamiętaj, że będziesz już całe życie wybaczać, a kandydat wciąż będzie popełniał ten sam czyn, np. zdradzał. Permanentne wybaczanie spowoduje, że stracisz szacunek do samej siebie. Nie możesz do tego dopuścić.
8. pieniądze są nieważne? Czy do statusu materialnego kandydata przywiązywać wagę? W dzisiejszych czasach wiele, zwłaszcza młodziutkich dziewczyn, leci na szmal, że tak się brzydko wyrażę. Wydaję mi się, że na kandydata trzeba spojrzeć nie pod kątem – czy ma pieniądze, ale czy potrafi zarabiać pieniądze? Oczywiście zarabiać pracując, ale nie np. grając w kasynie, czy okradając bankomaty 😉
9. pierwszy, nie lepszy. Bywa, że pierwszy chłopak zostaje tym docelowym kandydatem. Chodzą ze sobą i chodzą, w końcu wszyscy ich naciskają, żeby się pobrali. Różnie z takimi związkami bywa. Znam wiele przykładów świadczących o tym, że dobry wybór powinien być poparty jakimś większym doświadczeniem. Choćby kwestia seksu, który z pierwszym mężczyzną może być „letni”, a dopiero po latach i skoku w bok kobieta stwierdza, że nie miała pojęcia, że seks może być gorący jak wulkan 😉 Oj bywa tak bywa. Opowiadał mi kiedyś znajomy, że spotykał się z bardzo dojrzałą kobietą, rozwiedzioną, matką dzieciom, która wstydziła się rozebrać, zachowywała się jak zalękniona, zakompleksiona dziewczynka.
10. przyjaźń i szacunek – jeśli kiedykolwiek kandydat dał Ci odczuć, że jesteś głupsza, że na czymś się nie znasz, a jeszcze zrobił to w towarzystwie osób trzecich, zdecydowanie nie rokuje na przyszłość. Jest takie powiedzenie, że na szacunek trzeba sobie zasłużyć. W pełni się zgadzam. Kiedy Ty będziesz szanować siebie, kandydat nie pozwoli sobie na podważanie Twoich słów, na dworowanie sobie z Ciebie w towarzystwie.
I tu dochodzimy do clou całego wywodu. Od kandydata wymagaj tego, co sama będziesz już w sobie miała. Miłość, szacunek i zaufanie do siebie. Tak, tak. Nie znajdziemy u nikogo tego, czego sami już w sobie nie mamy. Zanim więc poddamy obróbce kandydata i sprawdzimy go na wszelakie sposoby, popracujmy nad sobą, nad ciałem i duchem, kiedy już będziemy szczęśliwe „same”, wtedy znajdzie się z pewnością kandydat (może sam nas namierzy, a może trzeba będzie go poszukać), który będzie chciał do naszego szczęśliwego świata wejść, i w ten sposób pomnożymy swoje osobiste szczęścia.