Kilka dni temu zadzwoniła do mnie Paulina i płaczliwym głosem oświadczyła, że zrywa z chłopakiem.
– Jak to?! – pytam – przecież było wam tak dobrze.
Znają się z Wojtkiem od dwóch lat. Ona 25, on 29 lat. Zakochani, szczęśliwi, zaczęli myśleć o ślubie. Widziałam go kilka razy na imprezach rodzinnych i zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Fajny chłopak, da się lubić. Z opowiadań Pauliny wynikało, że świetnie się dogadują, a na obrazie tej znajomości nie ma żadnej rysy… no może oprócz jednej.
Chodzi o jego przyjaciółkę z biura. Kobieta ma męża i trójkę małych dzieci. Znają się z Wojtkiem długo. Przeżyli razem wiele różnych sytuacji na niwie zawodowej. Dobrze im się współpracuje. Spotykają się również poza pracą, wspólne imprezy nie są rzadkością. Jej mąż chyba nie widzi nic złego w tej zażyłości, a przynajmniej tego nie okazuje. Natomiast Paulina nie może się z tym faktem pogodzić. Dąsała się z tego powodu już wielokrotnie. W ostatnich dniach znów się pokłócili. Chodziło o imprezę u Wojtka, na którą on chce zaprosić przyjaciółkę, a Paulina sobie tego nie życzy. „Nie będę jej usługiwać” – twierdzi.
– Jesteś zazdrosna? – pytam.
– Nie o to chodzi – mówi Paulina. Nie zabraniam mu mieć kolegów i koleżanek, ale ja nie muszę się z nimi spotykać; skoro on wie, że ja nie toleruję tej kobiety, to nie powinien jej zapraszać.
– Ale dlaczego jej nie tolerujesz? – próbuję dociec przyczyn.
– Bo on więcej jej mówi niż mnie, bo to jej zwierza się z problemów, bo spędza z nią za dużo czasu, bo wysyłają sobie smsy o każdej porze dnia i nocy, bo …
– Czyli jednak zazdrość – pomyślałam.
Z jednej strony rozumiem postawę Pauliny, ale z drugiej uważam, że sprawa nie jest warta aż takich emocji, a stawianie ultimatum „albo ona albo ja” nie ma sensu. Przed poznaniem Pauliny Wojtek nie miał dziewczyny przez kilka lat. Jego przyjaciółka, jej rodzina, stali się dla niego bardzo bliscy. Spędzał z nimi dużo czasu. Czy poznanie Pauliny miałoby oznaczać jakąś radykalną zmianę w tych relacjach? A może to Paulina powinna się nauczyć żyć w takim „trójkącie”?
Nie wiem. Każdy związek jest inny. Zapewne Paulina z Wojtkiem jakoś się dogadają. Kiedy jest miłość, resztę da się jakoś załatwić. Nie zazdroszczę Paulinie tej … zazdrości. Sama mając dwadzieścia parę lat wielokrotnie ją czułam i nie było to miłe uczucie. Zrobiłam pod wpływem zazdrości kilka głupstw, zwłaszcza jednej sytuacji nie zapomnę, a nawet trochę się tego wstydzę.
To była moja studencka miłość na pierwszym roku. Dość szybko dowiedziałam się, że przede mną była Grażyna, sympatia ze szkoły średniej. Ja mieszkałam w akademiku, mój chłopak Marek z matką i siostrą w bloku, w innej części miasta. Nie pamiętam już, kto poinformował mnie o istnieniu owej Grażyny, chyba niedoszła teściowa. Natrafiłam przypadkiem na ich wspólne zdjęcia. Dlaczego byłam o nią zazdrosna, skoro ona była „była”, a ja aktualna? Docierały do mnie sygnały, że Grażyna nie może się od mojego chłopaka „odczepić”, wydzwania, a nawet przychodzi do domu. Słyszałam też, że źle się prowadzi, pije alkohol, balanguje, etc. Oczywiście Marek robił z siebie albo ofiarę jej namolności albo miłosiernego Samarytanina, który pomaga upadłej duszyczce.
Aż zdarzyło się coś, co niemal zwaliło mnie z nóg. Od czasu do czasu dzwoniłam do mieszkania Marka z automatu w akademiku i zdarzało się, że odbierała niedoszła teściowa albo siostra. Tym razem usłyszałam damski głos, ale kompletnie mi nieznany. Nieco skonsternowana poprosiłam do telefonu Marka, może on mi to wyjaśni. I słyszę…”KOTKU, telefon do ciebie”. Ożeż ty! Rzuciłam słuchawką. Załamana wróciłam do pokoju w akademiku. Koniec z Markiem – oświadczyłam koleżankom. Spojrzały na mnie z politowaniem, bo już nie raz to słyszały.
Następnego dnia była niedziela, pojechałam jak zwykle do kościoła na studencką mszę. Kiedy wyszłam na zewnątrz czekał na mnie Marek. Nie chciałam z nim rozmawiać. Skierowałam się w przeciwną stronę. On za mną. Zaczęłam biec. On też. W końcu złapał mnie za rękę i nie chciał puścić. Już nie pamiętam, dlaczego dałam się wciągnąć do pobliskiej kawiarni, chyba po prostu wstydziłam się ludzi, patrzących na szarpiącą się parę. No i zaczęło się tłumaczenie. Jak łatwo się domyślić, ten damski głos w słuchawce to była Grażyna. Podobno przyszła oddać pieniądze, które kiedyś Marek jej pożyczył. Podobno była pod wpływem alkoholu i złapała za słuchawkę telefonu, bo siedziała bliżej. Podobno nic między nimi nie zaszło, bo on już nic do niej nie czuje. A do mnie czuje… Słuchałam, słuchałam, nie wierzyłam, wierzyłam. Miałam mętlik w głowie. Chciałam uciec, aby nie musieć tego wszystkiego słuchać. Jednak upór Marka przyniósł rezultaty. Po jakimś czasie zmiękłam, ale NIE ZAPOMNIAŁAM.
To ziarenko zazdrości, które we mnie zakiełkowało, nie dawało mi spokoju. Każde spóźnienie, każdy nieodebrany telefon, każdy wyjazd wywoływały u mnie niepokój. A może znów spotkał się z tą Grażyną? Znałam jej adres. Mieszkała z rodzicami rzut beretem od Marka, co tym bardziej mnie frustrowało i potęgowało podejrzenia. Pewnego wieczoru nie odbierał telefonu, a powinien być w domu. Próbowałam kilka razy. Bezskutecznie. W mojej głowie pojawiła się natrętna myśl, że zapewne znów spotkał się z byłą dziewczyną. Godzina była już późna, ulice puste, a mnie nosiło do tego stopnia, że postanowiłam pojechać na drugi koniec miasta, najpierw pod blok Marka, a potem w okolice mieszkania Grażyny. Szukałam na parkingu jego samochodu, gdyż przypuszczałam, że tym razem to on jest u niej, skoro u niego w mieszkaniu nie paliło się światło. Samochodu nie było. Z duszą na ramieniu krążyłam po osiedlu w zimnie i deszczu, aż w końcu zrezygnowana wróciłam do akademika. Sama nie wiem, czego oczekiwałam, chyba chciałam złapać Marka na gorącym uczynku, udowodnić mu kłamstwo. Niczego nie udowodniłam, jedynie zmarzłam i zmokłam. Całe szczęście, że nikt mnie nie napadł, bo nie była to spokojna dzielnica, a godzina zdecydowanie nieodpowiednia do spacerów między blokami. Oczywiście nie przyznałam się Markowi do swojej nocnej eskapady. Nie byłam z siebie dumna. Nie pamiętam już, jak tłumaczył się z nieobecności w domu, kiedy dzwoniłam. Zapewne jak zwykle mało wiarygodnie, a ja jak zwykle wysłuchałam, ale swoje wiedziałam. Brak zaufania może zniszczyć każdy związek, dlatego, jak łatwo się domyślić, mój związek z Markiem przeszedł do historii. A z dzisiejszej perspektywy mogę tylko stwierdzić, że dobrze się stało. Bo to zły mężczyzna był. A Grażyna? Słyszałam, że jeszcze pojawiała się w jego życiu długo potem, kiedy mnie już w tym życiu nie było. Może byli sobie pisani?
Dzisiaj wspominając tamten czas, mogę sobie żartować, ale wtedy do śmiechu mi nie było. Czy byłam zazdrosna, bo tak bardzo mi na Marku zależało? Nie wiem. Wiem, że nie chciałam być oszukiwana, więc to raczej kwestia ambicji. A może u źródła zazdrości tkwił brak asertywności? Osoba pewna siebie określi jasne granice, których partner nie może przekraczać, w przeciwnym razie po prostu odchodzi, a nie żyje w niepewności i dyskomforcie.
Mówi się, że nie ma miłości bez zazdrości. Być może lekka zazdrość podwyższa temperaturę związku, podkręca namiętność, ale taka zazdrość, jaką ja czułam błąkając się nocą między blokami Marka i Grażyny z pewnością nie była czymś normalnym, a już na pewno nie była zdrowa. Kiedy więc słucham Pauliny wyczuwam te same, niezdrowe emocje, z którymi sama kiedyś się zmagałam, i wiem, że nic dobrego z tych emocji nie wyniknie, ale… to jest już jej życie. Niech dokonuje własnych wyborów i sama za nie płaci, jako i ja zapłaciłam.