Archiwa tagu: post przerywany

Nie samym chlebem i cukrem człowiek żyje…

Kto pija gorzką kawę nie rozumie, jak można ją słodzić? Po prostu mu nie smakuje. Niełatwo przestać słodzić, kiedy przez kilkadziesiąt lat swojego życia, człowiek używał sobie cukru do woli. A co z chlebem, naszym powszednim, bez którego nie sposób wyobrazić sobie ojczystego domu? Chlebem i solą witamy przecież gości czy państwa młodych.

Ile nam się w okolicy piekarni namnożyło, grzybki, lubaszki, putki i wszystko połączone z cukiernią, bo przecież samo pieczywo to za mało, aby poczuć sytość? Ile razy po drodze do pracy zahaczałam o piekarnię kupując bułeczki, chlebuś czy drożdżóweczki? A jak dodamy jeszcze chaczapuri, do jedzenia którego zachęciła mnie koleżanka, to mogę stwierdzić, że piekarnie wszelkiej maści sporo na mnie zarobiły. Podobnie lodziarnie, bo ze słodyczy, to lody stanowią mój ulubiony przysmak. Za cukierkami nigdy nie przepadałam i nie przechowuję ich w domu, dla bezpieczeństwa, świadoma faktu, że najlepszym sposobem, aby nie zgrzeszyć jest nie mieć pod ręką.

Zajmowałam się na tym blogu swoją psyche, a może warto zająć się też fizis. Ostatecznie z każdym rokiem człowiek się … zużywa, a kiedy dostarcza sobie w nadmiarze, nie tylko strawy duchowej, ale tej drugiej, wymagającej trawienia, to zużywa się jeszcze szybciej.

Czy da się żyć bez cukru i chleba (a raczej mąki)? Spróbować można i takiego wyzwania się podjęłam jakiś czas temu. Po co? Oczywiście dla zdrowia. Z chlebem i wyrobami mącznymi sobie radzę, gorzej z cukrem. Dwa tygodnie nie słodziłam kawy i piłam ją z niesmakiem, aż któregoś dnia koleżanka z pracy wyjeżdżająca na długi urlop zostawiła mi cukier w kostkach i tak sobie po tej jednej kosteczce wrzucam. Nie powiem, kawa jest znacznie smaczniejsza i chyba nie dam rady całkowicie z cukru zrezygnować.

Od czego to wszystko się zaczęło? Moja endokrynolog stwierdziła, że trzeba coś zrobić z wysokim cholesterolem, najlepiej byłoby brać statyny, przed którymi bronię się rękami i nogami, bo naczytałam się różnych krytycznych opinii na ich temat. Zaczęłam więc buszować w internecie w poszukiwaniu jakiejś „łatwej” metody zmniejszenia cholesterolu, bez głodzenia się i bez konieczności wylewania potu na siłowni. Przypadek sprawił, że trafiłam na braci Rodzeń i ich filmiki na youtubie. Styl jedzenia niskowęglowodanowego bardzo mi się spodobał. Do przejścia na KETO z pewnością się nie kwalifikuję jako osoba, która za mięsem nie przepada, ale właśnie ograniczanie węglowodanów, to był – w moim przekonaniu – strzał w dziesiątkę.

Odstawienie pieczywa przyszło łatwo. Kiedy pozwoliłam sobie na więcej tłuszczu, jajek, i takiego mięsa, jakie lubię, to okazało się, że przestałam odczuwać głód, a energii miałam znacznie więcej. Dodałam do tego okno żywieniowe 16/8, zwane też postem przerywanym, co też okazało się być stworzone dla mnie. Nie sądziłam, że potrafię wytrzymać bez jedzenia 16 godzin, zwłaszcza w godzinach wieczornych, a jednak pięknie mi to niejedzenie wychodziło i nadal, z małymi odstępstwami, wychodzi.

Nie muszę już chudnąć, bo te kilka kilogramów, które mi „spadły” jako efekt uboczny po zimie w zupełności wystarczą, dlatego nie jestem w stosowaniu zasad postu przerywanego czy diety niskowęglowodanowej, ortodoksyjna. Pozwalam sobie na pizzę wieczorem z koleżankami, ale to oczywiście sytuacje wyjątkowe. Sporadycznie i lody zjem. Jednak, co do zasady, unikam węglowodanów, a w to miejsce wprowadzam to, co mi smakuje a nie ma z nimi nic wspólnego.

Za dwa miesiące zbadam poziom cholesterolu, aby się przekonać, czy taki sposób jedzenia służy mojemu zdrowiu. Nota bene nie o wielkość całkowitą cholesterolu chodzi, a raczej o proporcje między HDL i LDL, a także trójglicerydami. Wierzę w potęgę medycyny, ale jeszcze mocniej wierzę w to, że człowiek jest dla siebie najlepszym lekarzem. Tabletki są ostatecznością, kiedy już inne metody zawodzą.