Archiwa tagu: przysłowia związki spotkania

Nie wchodzi się dwa razy…

…do tej samej rzeki. Przyszło mi to powiedzenie do głowy, kiedy znana mi osoba, powiedzmy Katarzyna, zdecydowała się spotkać ze swoją „starą miłością”, o czym nie omieszkała mnie poinformować. Przy okazji zaczęłam się zastanawiać, czy to znane powiedzenie właściwie interpretuję. Pobuszowałam w necie i okazało się, że popełniam dość typowy błąd. Nie chodzi bowiem o to, aby nie robić tego, co już raz się zrobiło, dla przykładu nie powinniśmy wiązać się z kimś, z kim już raz byliśmy związani. Chodzi raczej o to, że do tej samej rzeki da się wejść wiele razy, trzeba jednak pamiętać, że za każdym razem sytuacja towarzysząca kąpieli i sama woda będzie inna. Można by uznać, że powiedzenie o „wchodzeniu drugi raz do rzeki…” jest w tym kontekście bardzo zbliżone do fragmentu wiersza Wisławy Szymborskiej „nic dwa razy się nie zdarza…”

W celu wzbogacenia wiedzy wspomnę jeszcze, że autorem tytułowego powiedzenia jest grecki filozof Heraklit z Efezu. Mędrzec uważał, że na świecie nie ma nic stałego. Wszystko przemija, zmienia się, płynie (panta rhei). „Niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki” – pisał Heraklit myśląc o tym, że woda w rzece, do której weszliśmy po raz pierwszy dawno odpłynęła, a woda do której wejdziemy po raz drugi, jest już inną wodą. W polszczyźnie sentencja Heraklita została uproszczona do wersji „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.” Gdyby używano jej w pierwotnej formie, pewnie błędne zastosowanie nie zdarzałoby się tak często.

Wracając do meritum, czyli newsa przekazanego mi przez Katarzynę. Mam do takich spotkań po latach z byłymi bliskimi sercu osobnikami sceptyczny stosunek, ale … która z nas czegoś takiego nie zrobiła, niech pierwsza rzuci kamieniem…. Jeśli takie spotkanie ma mieć cel czysto sentymentalny, tak jak „zjazd absolwentów”, to można zaryzykować. Jednak jeśli coś w naszym sercu jeszcze się tli, a jesteśmy wolni i spragnieni, to może lepiej nie odgrzewać starego kotleta, zwłaszcza, że zgodnie z tym, co stwierdził Heraklit, woda już inna, w zasadzie wszystko inne. Z drugiej strony ta inność sytuacji może być szansą, bo kiedy ludzie kiedyś od siebie odeszli, to może wtedy jeszcze do bycia razem nie dojrzeli, a teraz to już może się udać. Znam historię na potwierdzenie tej tezy. Mój kolega będący wówczas grubo po 30-tce spotkał na ulicy w wielkim mieście, całkiem przypadkiem, swoją byłą dziewczynę. Nie do uwierzenia, ale to prawda. Kiedyś coś spowodowało, że się rozstali, dziś nie pamiętam, co to było. Ten drugi raz wykorzystali na 100 procent. Mają dwójkę dzieci i stanowią fajną rodzinę.

Pamiętam też z własnych doświadczeń „spotkanie po latach”. Miał na imię Sławek i chodziłam z nim pół roku podczas studiów. Kiedy się poznaliśmy, byliśmy świeżo po rozstaniach z poprzednimi partnerami. A kiedy się rozstaliśmy, każde z nas wróciło do poprzednika, czyli … weszliśmy drugi raz do tej samej rzeki? Obawiam się jednak, że woda w tej rzece w przypadku mojego eks niewiele się zmieniła. A jak było ze Sławkiem? Może podobnie, a może nie. Był w związku znacznie dłużej ode mnie, miał dwie córki. Kiedy nawiązaliśmy ponownie kontakt, oboje byliśmy po rozwodach. Nie pamiętam już, kto zrobił pierwszy krok, a może to był przypadek? Spotkaliśmy się na kawie, rozmowa zbytnio się nie kleiła, takie bla bla, zdawanie relacji z tego, co się w naszym życiu zmieniło. Czułam się dziwnie. On to, czy nie on? Nie poznawałam go, i wcale nie o wygląd tu chodziło. Ewidentnie, to była kompletnie inna woda w tej samej rzece.

Nieco inne odczucia miałam spotykając się z eks małżonkiem, po ok. 5 latach od rozwodu. Coś urzędowego trzeba było załatwić, więc spotkać się musiałam. Słuchałam go, słuchałam i doszłam do wniosku, że on się nic nie zmienił, to ja się zmieniłam i to, co kiedyś postrzegałam u niego jako białe, dziś było czarne. To, czego kiedyś nie widziałam, dziś było widoczne na pierwszy rzut oka. Taka konstatacja wcale humoru nie poprawia, bo człowiek sobie uświadamia jak dużo czasu stracił na … iluzję.

Zaczęłam od Katarzyny, więc i na jej historii skończę, bo jest ona jeszcze bardziej skomplikowana, a finału jeszcze nie znam. Otóż jej związek z panem, co to sobie przypomniał i chce się spotkać, był typowym romansem, ona wolna, on żonaty. Romans ukrywany przed otoczeniem, ale dość długi i namiętny. Przyszedł jednak taki dzień, kiedy bycie tą drugą zaczęło Katarzynie doskwierać, a pan żonaty nie chciał w swoim życiu nic zmieniać. Rozstali się. Minęło lat prawie … 15 i nagle pan dzwoni. Podobno próbował wcześniej się skontaktować, ale telefonu stacjonarnego nikt nie odbierał, a on tylko taki numer miał. W Katarzynie odżyły emocje z przeszłością z owym panem związane. Najbardziej nurtujące pytanie, jakie się po tak długiej przerwie nasuwa, brzmi, czy pan nadal ma żonę? Okazuje się, że ma i jest to ta sama kobieta, znaczy się wierny jest. Czy spotkanie z takim byłym ma sens, skoro już wtedy była to relacja toksyczna i jedynie taką może pozostać? Spotkać się tylko po to, aby zobaczyć, co się czuje po tylu latach? Spotkać się z powodu pustki i braku innych możliwości, bo Katarzyna nadal wolna?

Sama miałabym poważne wątpliwości, bo o ile można spotkać się po latach z kimś, z kim rozstanie nastąpiło za … obopólną zgodą, a nawet jeśli nie, to przynajmniej w naszym wspomnieniach ta osoba jawi się w pozytywnym świetle, o tyle czym innym jest spotkanie z kimś, kto nie grał z nami fair, oszukiwał i po prostu … wykorzystał. Tak to widzę znając całą historię pobieżnie z opowieści Katarzyny. Ale ona widzi też rzeczy, które dla mnie kompletnie nie mają znaczenia, a więc jego inteligencję, błyskotliwość, czułość i temperament.

Oczywiście może się okazać, że spotkanie Katarzyny z panem z przeszłości odbędzie się w atmosferze przyjacielskiej i bez większej ekscytacji z obu stron, a potem rozejdą się bez żalu. Ale może być też tak, że toksyczna relacja odżyje i zacznie się tlić i tlić, trwać i trwać przez wiele lat, bo wielkiego ognia to chyba już z tego nie będzie. To tak jak zapalić papierosa po kilku latach niepalenia. Te kilka machów papierosowego dymu powoduje, że w tym momencie znów stajemy się palaczami, bo nałogowcem zostaje się do końca życia. Mając na względzie taką analogie, lepiej nie ryzykować kontaktu z uzależniającą substancją (człowiekiem), aby nie wrócić do punktu wyjścia i nie obudzić się z przysłowiową …ręką w nocniku.

Mówi się, że przysłowia są mądrością narodu, ale kiedy już zacznie się je interpretować to się może okazać, że każdy inaczej je rozumie. Dlatego skutki wejścia drugi raz do tej samej rzeki też są nie do przewidzenia 😉