Archiwa tagu: szczęście

Życie czasami bywa znośne

Zdarzają się w życiu takie momenty, kiedy człowiek ma ochotę powiedzieć: kurcze, jest całkiem fajnie, chyba jestem szczęśliwy. Oczywiście ze świadomością, że szczęście bywa ulotne, a poczucie szczęścia dotyczy wyłącznie „tu i teraz”. Kiedy już trochę lat się przeżyło na tym ziemskim padole łez człowiek boi się słowa … szczęście, bo nie raz poznał jego drugą stronę. I w zasadzie to ze szczęściem kojarzy mu się tylko brak nieszczęścia.

Nie wiadomo skąd szczęście się bierze… może zapisane jest w gwiazdach i wystarczy spojrzeć w górę, aby je dostrzec. Może znajdziemy je w innym człowieku, który raptem okazuje się jego uosobieniem, wbrew światu a często wbrew nam samym. A może jest gdzieś ukryte w zakamarkach naszej duszy i tylko czeka, aby sobie o nim przypomnieć, bo przecież ono zawsze tam było… najbardziej szczęśliwe wtedy, kiedy my nawet tego słowa nie potrafiliśmy wypowiedzieć, a świat odbieraliśmy wyłącznie zmysłami, bez dodatkowych szkieł i wzmacniaczy. Po prostu.

To nasza wspaniała Noblistka Wisława Szymborska powiedziała w jednym wywiadów, że życie czasami bywa znośne… co wydaje mi się najbardziej adekwatne do takiego stanu, gdy jest mi dobrze … Nie musi to być jakiś szczególny błogostan, nie musi wszystko przebiegać idealnie, nie musi świecić słońce,  a świat rzucać się do naszych stóp. Jedyne co musi się zdarzyć, to nasza akceptacja tego, co jest. Pogodzenie się ze sobą. Schowanie ostrych narzędzi, którymi próbowaliśmy walczyć albo się bronić. Niech będzie to, co ma być…

W pogoni za szczęściem…

Szczęście to brak nieszczęścia. Taka jego definicja staje mi się z wiekiem najbliższa. Bo oznacza akceptację tego, co jest… pogodzenie się z przemijającym czasem, łagodność dla siebie, nie rzucanie się z motyką na słońce, a może też trochę konformizmu. Czy to dobrze czy źle?

Większości z nas szczęście kojarzy się z czymś, do czego trzeba dążyć, zdobywać i gonić. Zakładamy więc, że czegoś nam brakuje i tylko wtedy, gdy to zdobędziemy to będziemy szczęśliwi.

Dawno temu na studiach podobał mi się Piotrek. Kiedy go widziałam moje serce biło jak szalone. Myślałam, że kiedy on zwróci na mnie uwagę, to będę najszczęśliwsza na świecie. Nie marzyłam nawet o tym, abyśmy byli parą. Wydawał mi się taki … nieosiągalny.

Po wielu latach przypadek sprawił, że nasze drogi znów się skrzyżowały. Ja nie byłam już taką marzycielką i sięgałam odważniej po to, czego chciałam. Raz się udawało, raz nie, ale i porażek nie przeżywałam szczególnie mocno, po prostu szłam dalej nie oglądając się wstecz. Piotrek zaczął o mnie zabiegać. Ale ja nie byłam wtedy wolna, może dlatego stanowiłam dla niego wyzwanie, zdobycz. Może to dla niego stałam się wtedy uosobieniem szczęścia. Nie udało się.

Minęły kolejne lata. Ja już wolna i znów spotykam Piotrka. Coś się zaczyna dziać między nami i trochę trwa. Ale czy to jest TO? Dostrzegam jego cechy, których wcześniej nie miałam okazji poznać. Wiele rzeczy mi nie odpowiada. Czuję rozczarowanie. Czy to jest na pewno on? Ten wymarzony? I w ten sposób okazał się być pomyłką.

Wniosek z tego taki, że zdobycie czegoś, co uosabia szczęście, wcale owego szczęścia nie przynosi, a jeśli już, to jest to chwilowe… a potem znów szukamy czegoś innego i nazywamy „szczęściem”, przekonani, że tym razem to będzie TO.

Mój przykład dotyczy związków, ale tych celów, które stają się dla nas warunkiem szczęścia, są tysiące. Sława i kariera, pieniądze i dobra praca, piękny dom, szybki samochód, podróże, kochająca rodzina.

Dlaczego gonimy za tymi rzeczami, choć wiemy, że zdobycie tego wcale nam szczęścia nie zapewni? Po prostu łudzimy się, że to możliwe. Kochamy iluzje.

Marząc o czymś, co zapewni nam szczęście, odwracamy wzrok od tego, co w naszym życiu szwankuje, a co można byłoby naprawić. Walka o coś wyjątkowego dostarcza nam ekscytacji i sama w sobie jest pociągająca. W praktyce okazuje się, że spełnienie marzenia rodzi rozczarowanie. Zdobycie sławy powoduje, że celebryta nie może „normalnie żyć”, spacerować ulicą, zjeść spokojnie obiadu bez towarzyszących mu fotoreporterów. Namiastkę takiego życia można zobaczyć w filmie „Bodyguard”, którego bohaterkę gra Whitney Huston. A i kres jej prawdziwego życia można uznać w tym kontekście za symptomatyczny.

Pogoń za szczęściem jest jak próba napełniania pękniętej butelki z wodą. Kiedy butelka jest pełna tego pęknięcia nie widać, po jakimś czasie staje się coraz bardziej pusta, a my rzucamy się na kolejną rzecz, która byłaby w stanie ją napełnić. A pękniecie nadal jest, i kolejne wypełniacze nic nie dają, a my nadal nie jesteśmy szczęśliwi. Zastanawiamy się, co jest nie tak, dlaczego te wszystkie rzeczy nie działają? A jeśli działają to na krótko?

Nasza pogoń za szczęściem jest naturalnym mechanizmem motywującym. Zamiast osiąść na laurach, chcemy sukcesów, zwycięstw, nagród. Kiedy się nie udaje, to tylko powód do zdwojenia wysiłków i starań.

W takim razie o co chodzi z tym szczęściem? Skoro nowy ciuch, nowy samochód, nowy mąż czy żona, takiego szczęścia nam nie dają. Bo wszystko to pochodzi z zewnątrz, a szczęście tkwi w człowieku. Zapewne nie raz widzieliśmy kogoś szczęśliwego, który obiektywnie rzecz biorąc nie za bardzo miał ku temu powody. A ile razy widzieliśmy ludzi nieszczęśliwych, którzy wydawali się „mieć wszystko”.

Aby osiągnąć szczęście trzeba się rozwijać jako człowiek, wzmacniać swój potencjał i starać się prowadzić dobre życie. Nie da się tego dokonać bez wysiłku, problemów, często bólu i cierpienia. Aby osiągnąć szczęście potrzeba mądrości, a więc zdobywania wiedzy i jej stosowania, potrzeba też odwagi, czyli dążenia do celów pomimo przeszkód, a także człowieczeństwa, czyli dobrych relacji z innymi ludźmi, a może też wiary i duchowości. Oczywiście postrzeganie szczęścia jest sprawą indywidualną. Ja opisuję takie podejście, które do mnie najmocniej przemawia i o którym pięknie pisze Magda Adamczyk na stronie selfmastery.pl.