Jak wróciłam do pracy to i słoneczna pogoda ustabilizowała się. Zamiast siedzieć w biurze wolałabym siedzieć (leżeć) nad wodą, albo nawet bez wody. Nie ma lekko. Ktoś musi pracować, aby ktoś inny mógł się w tym czasie byczyć, co czyni akurat moja koleżanka, którą mam szczęście/nieszczęście zastępować.
Dość marudzenia! Urlop miałam udany. Wszystkie najważniejsze plany zrealizowałam, a te, które wypadły z grafika uznałam widocznie za drugorzędne. Parę dni gościłam i byłam goszczona, co wymagało jednak trochę wysiłku, zwłaszcza to pierwsze. Dwa dni postanowiłam przebimbać, czyli sprawiać sobie drobne przyjemności. I przyznam, że właśnie te dwa dni pozwoliły mi odpocząć w pełnym tego słowa znaczeniu.
Co robiłam podczas tych dni, i jakie to były przyjemności to zachowam do swojej wyłącznej wiadomości. Jedno jest pewne, żaden mężczyzna nie był mi do ich realizacji potrzebny 😉
Mój kolega Darek odezwał się z wiadomością, że zamierza przyjechać do mojego miasta za kilka tygodni. No szok, normalnie mnie zatkało. Okazuje się, że jego ulubiony malarz znów ma wystawę, więc pytam – czy Ty przyjeżdżasz do mnie czy do pana X? Wykręcił się od zdecydowanej odpowiedzi. Przyjedź choć na trzy dni – zachęcałam. Nie jest to wykluczone – stwierdził. A ja sobie myślę, że już nabrałam do „darkowych spraw” dystansu i przestałam kombinować, dlatego mogę sobie pozwolić na luz typowy dla rozmów koleżeńskich. W takich rozmowach człowiek nie zastanawia się, co wypada a co nie wypada powiedzieć, czy zaproponować. Po prostu jest się naturalnym i bezpośrednim. Taka właśnie w stosunku do Darka się stałam i liczę na to, że tak mi już pozostanie. I naprawdę cieszę się, że znów go zobaczę. Tym razem nie będę miała „maślanych oczek”, co ułatwi mi z pewnością ocenę Darka i określenie perspektyw tej znajomości, o ile w ogóle takie trzeźwe spojrzenie będzie mi do czegoś potrzebne. Nie wiem.
Zauważam u siebie ostatnio bardzo pozytywne zjawisko. Jest mi dobrze ze sobą i naprawdę lubię „być ze sobą” czyli spędzać czas w swoim własnym towarzystwie, co nie znaczy, że unikam ludzi. Mam dużo pomysłów na spędzanie czasu, nie muszą być one jakieś oryginalne, nawet te prozaiczne czynności zaczynają sprawiać mi radość. Dziś koleżanka z pracy stwierdziła, że jakaś pozytywna aura ode mnie emanuje. Coś w tym jest, sama to czuję i nie mam pojęcia skąd mi się to wzięło. Z tych kilku dni urlopu? Niemożliwe. W każdym razie chciałabym, aby ten stan trwał jak najdłużej 😉